Obrońcy zabytków budują front walki o historię
Andrzej Kłopotowski
Białostockie Towarzystwo Opieki nad Zabytkami chce uczestniczyć w procesie przekształcania centrum miasta. W tym tygodniu złoży w magistracie dokumenty o uznanie go za stronę w postępowaniu planistycznym. Byłaby to bodaj pierwsza tego typu sytuacja w stolicy regionu. Ale i chyba bezprecedensowa w skali kraju.
W innych miastach to zazwyczaj konserwator zabytków stara się pilnować, by pod przykrywką planowania zmian w przestrzeni miasta nie wyburzono kawałka historii. W Białymstoku jest odwrotnie. O ile pojawiały się postulaty o ochronę fragmentu starej zabudowy, były to raczej inicjatywy oddolne. Tak było przecież z Bojarami, które od lat broniło stowarzyszenie Nasze Bojary oraz mieszkający tam architekt Janusz Kaczyński. Fragment drewnianego osiedla między ulicami Bema i Młynową został ocalony po ponad rocznej batalii na łamach "Gazety". Teraz do walki włącza się Towarzystwo Opieki nad Zabytkami.
Nie niszcz, historia patrzy
Towarzystwo zaczynało - razem z "Gazetą" - od rozklejania plakatów na starych budynkach z hasłem "Nie niszcz, historia patrzy". Następnie zaprotestowało przeciw planom budowy pięciokondygnacyjnego kolosa - muzeum archidiecezjalnego przy Warszawskiej. Teraz - po zapowiedziach miasta, że "zmieciony" ma być fragment zabudowy przy Młynowej i Rynku Siennym - będzie składać wniosek o uznanie za stronę przy planowaniu centrum. Towarzystwo - jako organizacja zajmująca się statutowo ochroną zabytków - ma do tego pełne prawo.
- Nie może być tak, że o kształcie miasta decydują jedynie urzędnicy. Przerabialiśmy to już w czasach socrealizmu. A patrząc na poczynania dzisiejszych władz Białegostoku można odnieść wrażenie, że sytuacja powtarza się - mówi Jarosław Chodynicki, prezes białostockiego oddziału TOnZ. - Pod przykrywką inwestycji drogowych coraz bardziej zmienia się charakter miasta. Zatraca to, co mogłoby promować nas w świecie. Czyli niesamowite pozostałości po Białymstoku wielokulturowym z przełomu XIX i XX wieku. O którym nie można tylko mówić, ale trzeba też pokazywać jego ślady. I nie może to być jedynie ulica Warszawska, ale i niewielkie, drewniane domy. Takie, jak choćby przy Rynku Siennym i ulicy Młynowej.
Towarzystwo - partner do rozmów
Rynek Sienny i ulica Młynowa do ulicy Wyszyńskiego - jest jedną ze spraw, na które chce zwrócić uwagę TOnZ. Impulsem do działania były nasze ostatnie publikacje, w których wspomnieliśmy o planach wyburzenia tego rejonu (choć wcześniej władze deklarowały możliwość zachowania tej zabudowy, postulat ten został nawet uwzględniony przy projektowaniu przebudowy Młynowej - krawężnik ma być ustawiony w taki sposób, by nie wymuszał wyburzeń, teraz spośród około dziesięciu budynków od Pięknej do Kijowskiej mają zostać raptem dwa).
- Właśnie te okolice są tym, co świadczy o charakterze miasta i może wyróżniać Białystok - uważa Chodynicki. - To wciąż dobrze jeszcze zachowany fragment zabudowy, który wymaga jedynie rewitalizacji, a nie wyburzenia.
Niestety. W Białymstoku podczas planowania nowej infrastruktury drogowej argument wartości historycznej pozostaje najczęściej na drugim planie.
- A zadaniem władz jest nie tylko budowanie nowych ulic i placów, ale podtrzymywanie charakteru miasta - dodaje prezes TOnZ. Jego organizacja chciałaby stać się partnerem do rozmów. Chodynicki ma też nadzieję, że zachęci innych, zajmujących się historią Białegostoku, do angażowania w ochronę miasta. Wspomina choćby o profesorze Józefie Maroszku, który występował ostatnio w obronie drzew na wzgórzu wokół kościoła św. Rocha, ale i piszących do regionalnej prasy historykach - Andrzeju Lechowskim i Adamie Dobrońskim.
- Zależy nam, by stworzyć silny front, który byłby w stanie głośno mówić o potrzebie chronienia starego Białegostoku. Aby w planowaniu przyszłego wyglądu miasta nie były uwzględniane jedynie pomysły urzędników z magistratu.