SkyscraperCity Forum banner

[Polska] Bezpieczeństwo ruchu drogowego

3M views 30K replies 1K participants last post by  ponczek 
#1 ·
Chcialbym poruszyc kwestie dozwolonych predkosci na polskich drogach. Niektore z watkow, ktore tutaj porusze zawarlem w pytaniu do Edwarda Gajerskiego podczas czatu na stronach MI 14 marca, niestety pytanie nie zostalo opublikowane.
Z pozoru ograniczenia predkosci w Polsce nie odbiegaja od standardow europejskich: 50/90-110/130.
Problem w tym, ze drog z dozwolona predkoscia max 130km/h w Polsce praktycznie nie ma.
Nie chce tu rzucac hasel typu zero ograniczen na autostradach, bo umiejetnosci wiekszej czesci polskich kierowcow na to nie pozwalaja. Jezdze kilka razy w tygodniu A4 miedzy KTW i KRK i choc z roku na rok widze zmiany w stylu jazdy to wciaz zdazaja sie kierowcy (glownie z regionow pozbawionych autostrad, a nawet drog dwujezdniowych), ktorzy robia rozne "cuda".
W watku tym chodzi mi o co innego. W praktycznie calej Europie w miastach obowiazuje ograniczenie do 50 km/h. U nas tez je wprowadzono nie biorac pod uwage, ze u nas wsie potrafia sie ciagnac kilometrami i to przez nie poprowadzono wszystkie glowne trasy.
Najdziwniejsza jest jednak moim zdaniem kwestia notorycznego zanizania dozwolonych predkosci.
Na naszym forum juz kiedys opisano sytuacje na nowej obwodnicy miasta Piaski (DK17), gdzie choc droga spelnia standardy ekspresowej GDDKiA Lublin nie postawila odpowiednich znakow. Zamiast 110 km/h jest 100 km/h. Moze to mala roznica, ale takie sytuacje maja miejsce w calym kraju.
Wedlug przepisow mozna w niektorych miejscach zwiekszac dozwolona predkosc. Stosuje sie to na niektorych trasach przelotowych przez miasta, gdziej jest dozowolone np. 70 km/h. Dlaczego nie podnosi sie tej predkosci poza miastami. Moim zdaniem na "Gierkowce" - DK1 i DK8 sa miejsca, gdzie mozna by bylo bezpiecznie poruszac sie z predkoscia 120 - 130 km/h.
Na DK 7 miedzy WAW a Plonskiem jest kilkanascie skrzyzowan z drogami lokalnymi i nie ma zadnych ograniczen, natomiast na "Gierkowce", czy tez DK 81 przed praktycznie kazdym skrzyzowaniem jest "70", oczywiscie z duzym prawdopodobienstwem kontroli radarowej.
Podobna tendencja do zanizania dozwolonych predkosci wystepuje w poblizu miejsc remontowanych. Na dwujezdniowym odcinku DK 1 obowiazuje co do zasady 100 km/h. Czesto na czas remontu wylacza sie z ruchu bardzo dlugie odcinki. Na jednej jezdni, na logike, powinno obowiazywac ograniczenie do 90 km/h, zawsze jest max. 70.
Podobnie przy "zwezkach" na A4. W miejscu gdzie zaczyna badz konczy sie zwezenie jest "50". Na autostradzie! Zwezenie do prawego pasa mozna w praktyce pokonywac z dowolna predkoscia. Natomiast przejazd na druga jezdnie wymaga zwolnienia do okolo "80". Robilem tak czesto, do czasu az na jednej ze zwezek zobaczylem panow z fotoradarem. A czy nie mozna by dac "50" dla ciezarowek, a "80" dla aut osobowych.
Podsumowujac. Nie jestem zwolennikiem totalnego zniesienia ograniczen, sa miejsca, gdzie ograniczenia sa calkowicie uzasadnione. Jednak moim zdaniem na wiekszosc drog w kraju ograniczenia predkosci tak rygorystyczne jak obecnie nie maja zadnych podstaw.
P.S. To moj pierwszy watek na tym forum, dlatego chcialem wszystkich serdecznie przywitac. :)
 
See less See more
#1,001 ·
maciek2000 said:
Dla mnie osobiście section control na wszystkich trasach, szczególnie tych szerokich i bezpiecznych byłby tragedią. Za kierownicą spędziłem ponad rok bez przerwy, kilkanaście razy przejechałem wokół świata (i to nie opuszczając Europy!!! :)) i bardzo lubię jeździć i nie zawsze najwolniej.
Moi pasażerowie zazwyczaj lubią mój styl jazdy - ale niestety mam zły wpływ na nich jako kierowców: niektórzy próbują go kopiować, ale kopiują tylko dynamikę. Nie trzymają kierownicy oburącz, nie obserwują intensywnie sytuacji w lusterkach, nie zwalniają natychmiast, jak pojawi się "dynam" (tak mój ojciec nazywa sytuację, która może się w każdej chwili niebezpiecznie rozwinąć, jeśli ktoś zna lepsze słowo to proszę o info - nie mam potwierdzenia, że słowo istnieje), nie unikają gwałtownych zmian kierunku, nie zawsze używają kierunkowskazów (przecież nikogo za mną nie ma), nie trzymają należytego odstępu do ciągników i rowerzystów, nie omijają głębokich kałuży, nie zwalniają na budowie na autostradzie, hamują na głównym pasie autostrady, zamiast na pasie do zwalniania, etc...
Niech będą fotoradary w niebezpiecznych miejscach - tam i tak jadę ostrożnie, ale pozwólcie mi jechać trochę szybciej w miejscach w których nikomu nie zagrażam. Nie wyobrażam sobie jeżdżenia w Szwecji, czy Norwegii: tam kierowcy są na prawdę spacyfikowani - nie wiem jak osoby przedsiębiorcze (mam na myśli temperament) sobie z tym radzą. Myślę, że znaczenie ma również stopień równouprawnienia płci w tych krajach: "męskie kobiety", "kobiecy faceci" - wzorcem musi być model bardzo umiarkowany. W Polsce mamy inny temperament - i to się tak szybko i łatwo nie zmieni.
100% bezpieczeństwa = 0% wolności. Trzeba znaleźć coś pomiędzy.
Podpisuję się pod tym obiema rękami.

Zerknąłem w przytoczony taryfikator za przekroczenie prędkości w Niemczech. Ciekawie wygląda. Co prawda mój niemiecki jest słaby, ale widzę że po pierwsze zróżnicowali przekroczenie w terenie zabudowanym i poza. Druga mądra rzecz to krótkoterminowe zabieranie prawa jazdy. Przynajmniej do mnie bardziej przemawia perspektywa miesiąca bez auta za 31 km/h w mieście, niż perspektywa zabrania prawa jazdy za 24 punkty.
 
#1,002 ·
Allesandro: nie da się wprowadzić u nas programu w stylu tolerancji w obecnej chwili.
Najpierw trzeba dokonać przewartościowania ograniczeń i zakazów do wartości zgodnych ze zdrowym rozsądkiem. Nie może być tak, że ograniczenie na remontowanej drodze jest zawsze do 40 km/h bez względu na to, czy właśnie pracują tam robotnicy czy nie ma po nich śladu. Jeśli uznano, że 40 jest prędkością, która nie zagraża robotnikom pracującym na drodze to chyba logiczne jest, że można jechać bezpiecznie z wyższą prędkością, gdy robotników nie ma. No i zgodnie ze zdrowym rozsądkiem każdy łamie przepis, nikogo nie narażając na niebezpieczeństwo.
Następne absurdy: szeroka, dwupasmowa, prosta droga z dobrą widocznością, chodniki za pasami zieleni po obu stronach, przejścia górą ale jakże ciężko jest postawić znak 70 km/h. No i wszyscy, łącznie z samochodami policyjnymi smigają szybciej niż przepisowe 50 km/h i nikt nie stwarza żadnego zagrożenia, o ile oczywiście nie przekracza drastycznie ograniczenia.
 
#1,003 · (Edited)
@pmaciej7:
^^ Czy w Niemczech nie obowiązuje przepis o jeździe 50 w mieście? Czy nie spotkałeś się nigdy z ograniczeniem do 40 km/h na remontowanym odcinku drogi? A może nie ma przepisu nakazującego jazdę z prędkością dostosowaną do warunków ruchu? Tam są takie same przepisy, nic nowego nie wymyślono.
I jakoś Niemcy nie mają dylematu, czy ograniczenie nie jest przypadkiem zaniżone i czy nie można by jechać o 10 więcej oraz po co ktoś je wprowadził.
Ja zdecydowanie wolę 100% bezpieczeństwa. A w każdym razie im więcej bezpieczeństwa, tym lepiej.

Wolność?

Naoglądałem się wielu takich znakomitych, pewnych siebie i swoich umiejętności kierowców, którzy tylko trochę przekroczyli przepisy, bo jazda zgodnie z przepisami była dla głupków, frajerów i kapeluszników. I rzeczywiście, dla paru z nich miniona Wielkanoc była pierwszymi od dawna świętami na wolności.

Masz temperament, potrzebujesz adrenaliny? Ależ proszę bardzo, przed każdym większym supermarketem są gokarty, jazda nimi 50 km/h daje naprawdę większego kopa niż samochodem 150 po autostradzie. Mało Ci? Wolisz szybciej? Jedź na wyścigi na zamkniętym torze.
Ale nie ryzykuj moim zdrowiem i życiem na drodze publicznej.

No właśnie o to chodzi - przepisy są po to, żebyś przejazd drogą publiczną przeżył i dojechał bezpiecznie do domu.
Myślę, że masz mnie za kogoś, kim byłem może jeszcze ze 12 lat temu - spokojnie, potencjalnym zabójcą jestem jak każdy inny kierowca, nie mniej i nie więcej. W międzyczasie dowiedziałem się, co się czuje gdy na twoją szybę wpada dziecko przy prędkości 85km/h. To nie była moja wina, dokładniej mój udział był poniżej 50% - dwójka dzieci wyjechała na rowerach zza krzaków w poprzek drogi w odstępie 5m. Dozwolone było 100km/h. Pierwszego ominąłem, ale dokładnie trafiłem w drugiego. Był ciężko ranny, ale przeżył. Było to jakieś 10 lat temu - dziś może bym potrafił uniknąć tego wypadku, rozpoznając niebezpieczne miejsce. Ograniczenie prędkości nie było adekwatne - przy drodze był basen, na który jeździły dzieci. Przestrzeganie prawa nie wystarczyło, nie dało 100% bezpieczeństwa. Prawo było lipne (Kiedyś, za czasów NRD w tamtym miejscu podobno było ograniczenie do 30km/h, po wypadku na krótko było 70, teraz jest znów 100).

Oczywiście, że na całym świecie są ograniczenia prędkości. I bardzo dobrze. TYLKO: Jeśli wprowadzę (umówmy się, że obiektywnie) przesadzone ograniczenie, które nie jest zrozumiałe dla ludzi (niech to będzie -teoretyzuję i przesadzam- 10km/h na szosie bez pasów, przez kilkanaście kilometrów) to takie ograniczenie doprowadzi albo do pełnego lekceważenia tego przepisu, albo -przy doskonałej kontroli- przysporzy nowych wyborców partii PPD - partii popaprańców drogowych :)

100% bezpieczeństwa jest tylko teorią - pewna jest przecież tylko śmierć. To jest punkt w którym mamy różne zdania i pewnie tak zostanie: Jadąc zawsze mam świadomość, że śmierć jest bardzo blisko. Mogę zabić i/lub zginąć. Jeśli chcesz mieć umowne 100% bezpieczeństwa to pojedź pociągiem, będzie obiektywnie bezpieczniej (a propos, czytałem, że w USA po 11.9.2001 do tej pory zginęło szacunkowo 1500 osób więcej, bo bali się latać - ale czuli się bezpieczniej). Myślę, że mogę Cię trochę uspokoić: nie wyprzedzam na ciągłej, przy zakazie wyprzedzania, na przejściach dla pieszych. Przepuszczam pieszych (pod warunkiem, że z naprzeciwka nie jedzie rozpędzona ciężarówka, która i tak by nie wyhamowała zagrażając pieszemu).
Wbudowane ograniczenie do 70km/h w każdym samochodzie podniosłoby poziom bezpieczeństwa - jeśli nie jesteś za, to powiedz dlaczego?

Odnośnie temperamentu pisałem niekoniecznie o sobie. Bardziej o społeczeństwie jako takim.
W moim zrozumieniu wolność to niekoniecznie "prawo do wyprawiania głupot", ale wolność, która czyni odpowiedzialnym, zobowiązuje do ostrożności i myślenia. Prawo do popełniania błędów, odpowiedzialność za własne czyny. W obecnych czasach mamy do czynienia z tendencją do stawiania bezpieczeństwa ponad wszystko - kosztem prawa do decyzji. @pmaciej7: Ty (prawdopodobnie) stawiasz granicę bliżej bezpieczeństwa, niż np. ja.

Odnośnie niedoskonałego prawa i rzeczywistości: Jak się rozjaśni, to zrobię kilka zdjęć ciekawego miejsca - na jego temat możemy podyskutować. Powiem tyle: Gdyby każdy tam jechał 30km/h to nie byłoby prawdopodobnie wypadków. Jest ograniczenie do 40km/h i co dwa tygodnie ląduje jakiś samochód na drzewie (ew. szczęśliwie je mija).
 
#1,004 ·
Hmmm, widzę, że wraca stary temat. Ja jak zwykle jestem spóźniony - większość już zostało powiedziane. Ale swoje trzy grosze muszę dorzucić.

100% bezpieczeństwa = 0% wolności
No więc nie do końca. Stara klasyczna definicja wolności mówi, że jest to prawo robienia wszystkiego, co nie stanowi zagrożenia dla innych ludzi. Jeśli chcesz jeździć ryzykownie i nie szkoda Ci własnego życia - rób, co tylko wola. Ale absolutnie nie masz prawa naruszać wolności innych ludzi. W przestrzeganiu przepisów ruchu drogowego o to właśnie chodzi.

Ostatnio miałem rozmowę z jednym swoim kumplem, który wyraża opinię podobną do Twojej. Na moją uwagę, że traktują z taką nonszalancją ograniczenia prędkości może któregoś dnia zwyczajnie kogoś zabić, stwierdził wzruszywszy ramionami: "to pójdę do więzienia". W tym momencie ręce mi opadły. Z takim argumentem naprawdę trudno polemizować...:bash:

Moi pasażerowie zazwyczaj lubią mój styl jazdy - ale niestety mam zły wpływ na nich jako kierowców: niektórzy próbują go kopiować
No i widzisz - właśnie w tym tkwi Twój podstawowy błąd i podstawowe niebezpieczeństwo, jakie powodujesz. Ja jestem skłonny zgodzić się, że dobry kierowca jadący szybko nie będzie powodował zagrożenia na drodze, a zły może je powodować nawet jadąc powoli. Rzecz w tym, że zły kierowca będzie tym bardziej niebezpieczny, jeśli będzie jechał za szybko. A jeśli Ty stwierdzisz, że możesz jechać szybciej, niż nakazują to przepisy i nie będziesz powodować zagrożenia (nawet jeśli to prawda), to, powiedz mi, co skłoni złego kierowcę do tego, żeby jechać powoli??? Podstawową regułą prawa jest to, że musi ono dotyczyć wszystkich dokładnie w ten sam sposób. Tylko wtedy spełni swoją rolę.

Potrzebne są, drogi, drogi i jeszcze raz drogi. Dopiero wtedy będzie można myśleć o zmianie kultury jazdy
A co ma piernik do wiatraka??? Drogi są kiepskie - to fakt. Lepsze byłbyby bezpieczniejsze - to fakt. Ale czy można chamstwo i bezmyślność kierowców zrzucać na kiepskie drogi??? Jak spowoduję zagrożenie w ruchu to nie będzie moja wina, "bo drogi są kiepskie"??? Bez sensu!

Następne absurdy: szeroka, dwupasmowa, prosta droga z dobrą widocznością, chodniki za pasami zieleni po obu stronach, przejścia górą ale jakże ciężko jest postawić znak 70 km/h. No i wszyscy, łącznie z samochodami policyjnymi smigają szybciej niż przepisowe 50 km/h i nikt nie stwarza żadnego zagrożenia, o ile oczywiście nie przekracza drastycznie ograniczenia.
Jest prawdą, że w niektórych miejsach ograniczenia prędkości są bezsensowne. Ale oto przykład. Trasa DK 88 między Bytomiem, a Gliwicami. Dojazd do Bytomia, gdzie droga zwęża się z czterech do dwóch pasów ruchu. Jest to już formalnie teren zabudowany, choć poza centrum handlowym żadnych zabudowań tam nie ma. Poza wjazdem i wyjazdem z tego centrum nie ma tam także żadnych skrzyżowań. Droga prosta o względnie dobrej widoczności. Ostatnio postawiono znak podnoszący dozwoloną prędkość do 70 km/h i jednocześnie zakaz wyprzedzania (poza tym, że pasy rozdziela podwójna ciągła linia). Słusznie. Wcześniej wolno było 50, czego prawie nikt nie przestrzegał. Ja jeżdżę tam siedemdziesiątką i regularnie widzę w lusterkach zirytowane miny kierowców, których prawie skręca, bo muszą się za mną męczyć. I regularnie spotykam kretynów, którzy wyprzedzają pomimo zakazu i podwójnej ciągłej.
O co chodzi? Nie w tym rzecz, że ograniczenia są bez sensu. Problem polega na tym, że polscy kierowcy jakiekolwiek ograniczenia i przepisy mają głęboko gdzieś.


W Polsce głęboko zakorzeniony jest oportunizm przeciw każdej władzy
No co jak co, ale akurat oportunizm wobec władzy to Polaków na pewno nie charakteryzuje ;)
 
#1,005 · (Edited)
Hmmm, widzę, że wraca stary temat. Ja jak zwykle jestem spóźniony - większość już zostało powiedziane. Ale swoje trzy grosze muszę dorzucić.

No więc nie do końca. Stara klasyczna definicja wolności mówi, że jest to prawo robienia wszystkiego, co nie stanowi zagrożenia dla innych ludzi. Jeśli chcesz jeździć ryzykownie i nie szkoda Ci własnego życia - rób, co tylko wola. Ale absolutnie nie masz prawa naruszać wolności innych ludzi. W przestrzeganiu przepisów ruchu drogowego o to właśnie chodzi.
Coś w tym stylu napisałem wyżej. Myślę, że powołujesz się na dawnego domyślnego fana Berlinki. Ale czy ta definicja nie zakłada, że wszyscy są dokładnie równi, tj. identyczni?

Ostatnio miałem rozmowę z jednym swoim kumplem, który wyraża opinię podobną do Twojej. Na moją uwagę, że traktują z taką nonszalancją ograniczenia prędkości może któregoś dnia zwyczajnie kogoś zabić, stwierdził wzruszywszy ramionami: "to pójdę do więzienia". W tym momencie ręce mi opadły. Z takim argumentem naprawdę trudno polemizować...:bash:

No i widzisz - właśnie w tym tkwi Twój podstawowy błąd i podstawowe niebezpieczeństwo, jakie powodujesz. Ja jestem skłonny zgodzić się, że dobry kierowca jadący szybko nie będzie powodował zagrożenia na drodze, a zły może je powodować nawet jadąc powoli. Rzecz w tym, że zły kierowca będzie tym bardziej niebezpieczny, jeśli będzie jechał za szybko. A jeśli Ty stwierdzisz, że możesz jechać szybciej, niż nakazują to przepisy i nie będziesz powodować zagrożenia (nawet jeśli to prawda), to, powiedz mi, co skłoni złego kierowcę do tego, żeby jechać powoli??? Podstawową regułą prawa jest to, że musi ono dotyczyć wszystkich dokładnie w ten sam sposób. Tylko wtedy spełni swoją rolę.
Ale mnie załatwiłeś! :) Zawsze podejrzewałem, że w tym punkcie może tkwić sęk. Ale czy ten "zły kierowca" nie jest również odpowiedzialny za swoje czyny? Czy mam gwarancję, że jeśli będę się wyżywał na polu lub zamkniętym torze, to żaden obserwujący mnie młodzian nie wpadnie na pomysł, aby spróbować tego w domu, przepraszam: na ulicy? Czy powinno się wprowadzić ograniczenie do 88km/h dla ciężarówek na autostradach, czy może zwalczać wszystkich szybszych niż 80km/h, czy dalej trwać w "zakłamaniu"? Tu chyba działa zdrowy rozsądek, który stoi ponad prawem...

No co jak co, ale akurat oportunizm wobec władzy to Polaków na pewno nie charakteryzuje ;)
Właśnie się zapadam pod ziemię - jakie słowo miałem właściwie na myśli, może mi pomożesz?
 
#1,006 ·
Myślę, że powołujesz się na dawnego domyślnego fana Berlinki.
Miedzy innymi :)

Ale czy ta definicja nie zakłada, że wszyscy są dokładnie równi, tj. identyczni?
Równi - owszem. Identyczni - niekoniecznie. W zakresie formalnym wszyscy są równi. Jeśli trzymać się naszego tematu - przepisy ruchu drogowego obowiązują wszystkich w dokładnie taki sam sposób. Ale w żadnym razie nie identyczni. Kierowcami można być lepszymi i gorszymi, czego nikt zmienić nie będzie w stanie.



Ale mnie załatwiłeś! :) Zawsze podejrzewałem, że w tym punkcie może tkwić sęk. Ale czy ten "zły kierowca" nie jest również odpowiedzialny za swoje czyny? Czy mam gwarancję, że jeśli będę się wyżywał na polu lub zamkniętym torze, to żaden obserwujący mnie młodzian nie wpadnie na pomysł, aby spróbować tego w domu, przepraszam: na ulicy? Czy powinno się wprowadzić ograniczenie do 88km/h dla ciężarówek na autostradach, czy może zwalczać wszystkich szybszych niż 80km/h, czy dalej trwać w "zakłamaniu"? Tu chyba działa zdrowy rozsądek, który stoi ponad prawem...
Oczywiście, że zły kierowca jest odpowiedzialny za swoje czyny. On w pierwszej kolejności jest za swoje czyny odpowiedzialny. Skłonny byłbym nawet stwierdzić, że wyłącznie on jest za swoje czyny odpowiedzialny. Parafrazując słowa pewnej piosenki: "rozum jest po to, by go używać". A więc każdy powinien myśleć nad tym co robi, a jeśli nie pomyśli - to ponieść tego konsekwencje.

Żebyśmy mieli jasność: nie twierdzę, że ponosisz odpowiedzialność za przekraczanie prędkości przez złych kierowców. Chodzi mi o to, że jeśli zakładamy, iż ograniczenia prędkości służą ustalaniu poziomu bezpiecznego dla wszystkich, nawet jeśli w przypadku niektórych kierowców ta granica realnie będzie na wyższym poziomie, to oczekując od gorszych kierowców, że będą jej przestrzegać (i dzięki temu jeździć relatywnie bezpiecznie), sami też powinniśmy ich przestrzegać (piszę w pierwszej osobie, co wcale nie oznacza, że siebie uważam za jakiegoś genialnego kierowcę). W innym razie nie mamy podstaw oczekiwać od innych, by ich przestrzegali.



Właśnie się zapadam pod ziemię - jakie słowo miałem właściwie na myśli, może mi pomożesz?
Hmm... Może opór? Krnąbrność, niepokorność?
Wybacz, nie chodzi o to, że czepiam się słówek. To po prostu takie małe zboczenie zawodowe ;)
 
#1,007 ·
A zastanawialiście się kiedykolwiek ile czasu zajęłaby jazda z Władysławowa do Zakopanego gdyby rygorystycznie przestrzegać ograniczeń prędkości zachowując parę km zapasu tzn. teren zabudowany - nie jedziemy szybciej niż 45-48km/h, poza terenem zabudowanym jedziemy max 85km/h, jak ograniczenie do 40 - to jedziemy ok. 35-37km/h.

Ja kiedyś wracając z Krakowa "zabawiłem się" i przez ok. 10km jechałem zgodnie z przepisami tj. właśnie ok. 45-48 w ter. zabud i ok. 85 poza. Kilka samochodów na mnie zatrąbiło jak wlokłem się 45 w terenie zabudowanym a przedemną prosta bez żadnego samochodu, żywego ducha na poboczach. Pewnie pomyśleli sobie że jadę na "dwóch gazach" i dlatego tak pomału... Przez taką "powolną ale zgodną z przepisami" jazdę stworzyłem kilkadziesiąt potencjalnych zagrożeń, ghdyż kilkadziesiąt samochodów , w tym, i autobusy z ludźmi wyprzedzało mnie na podwójnej ciągłej, na 3-go, jak się wlokłem 45-tką środkiem swojego pasa ruchu - nie zjeżdżałem na pobocze.
I co Wy na to? Można za przeproszeniem nasrać znaków 30km/h co 2 km, albo wprowadzić nakaz jazdy w całym karju nie szybciej niż 40km/h. I co to spowoduje? Ano to że każdy przepisy i znaki będzie miał w d... Tak ajk teraz teren zabudowany - mi to przypomina sytuację z filmu Miś. Stoi gdzieś trzy stodoły, stajnia i dwa domy na krzyż ale już teren zabudowany, a droga prosta z poboczami
 
#1,009 ·
A zastanawialiście się kiedykolwiek ile czasu zajęłaby jazda z Władysławowa do Zakopanego gdyby rygorystycznie przestrzegać ograniczeń prędkości zachowując parę km zapasu tzn. teren zabudowany - nie jedziemy szybciej niż 45-48km/h, poza terenem zabudowanym jedziemy max 85km/h, jak ograniczenie do 40 - to jedziemy ok. 35-37km/h.

Ja kiedyś wracając z Krakowa "zabawiłem się" i przez ok. 10km jechałem zgodnie z przepisami tj. właśnie ok. 45-48 w ter. zabud i ok. 85 poza. Kilka samochodów na mnie zatrąbiło jak wlokłem się 45 w terenie zabudowanym a przedemną prosta bez żadnego samochodu, żywego ducha na poboczach. Pewnie pomyśleli sobie że jadę na "dwóch gazach" i dlatego tak pomału... Przez taką "powolną ale zgodną z przepisami" jazdę stworzyłem kilkadziesiąt potencjalnych zagrożeń, ghdyż kilkadziesiąt samochodów , w tym, i autobusy z ludźmi wyprzedzało mnie na podwójnej ciągłej, na 3-go, jak się wlokłem 45-tką środkiem swojego pasa ruchu - nie zjeżdżałem na pobocze.
I co Wy na to? Można za przeproszeniem nasrać znaków 30km/h co 2 km, albo wprowadzić nakaz jazdy w całym karju nie szybciej niż 40km/h. I co to spowoduje? Ano to że każdy przepisy i znaki będzie miał w d... Tak ajk teraz teren zabudowany - mi to przypomina sytuację z filmu Miś. Stoi gdzieś trzy stodoły, stajnia i dwa domy na krzyż ale już teren zabudowany, a droga prosta z poboczami
Dokladnie. To samo powiedzial mi instruktor jazdy kilka lat temu jak uczylem sie jezdzic samochodem - eLka jezdzilem 60 km/h po miescie - przy takiej predkosci na niebezpieczne manewry decydowalo sie juz niewielu jadacych za mna.
Dzisiaj jezdze 65 km/h w terenie zabudowanym i 85 km/h na 70tce i czuje sie bezpiecznie poniewaz wszyscy tyle jada (mniej wiecej). Natomiast nie przekraczam 100 km/h poniewaz przy wiekszych predkosciach dosc mocno rosnie spalanie.
IMO ograniczenie 50 km/h zostalo wprowadzone zeby zmusic kierowcow do jazdy gdzies w okolicach 60 a nie 50 km/h.
PS. Jestem piratem drogowym?
 
#1,010 ·
Ja tylko sie zastanawiam dlaczego u nas są takie dyskusje, a na przyklad w takiej Norwegii wszyscy jezdza zgodnie z przepisami? tak juz za przekroczenie o 5km/h dozwolonej predkosci sa ladne mandaty. nie powiem co sie dzieje jak sie przekroczy na przyklad o 30 :)
tak wiec da sie jezdzic zgodnie z przepisami. tylko trzeba chciec ;)
PS. zeby nie bylo - u nas ja tez nie jezdze zgodnie z przepisami bo by mnie pozatrąbiali ci niecierpliwi z tylu ;)
 
#1,011 ·
Ja tylko sie zastanawiam dlaczego u nas są takie dyskusje, a na przyklad w takiej Norwegii wszyscy jezdza zgodnie z przepisami? tak juz za przekroczenie o 5km/h dozwolonej predkosci sa ladne mandaty. nie powiem co sie dzieje jak sie przekroczy na przyklad o 30 :)
tak wiec da sie jezdzic zgodnie z przepisami. tylko trzeba chciec ;)
Ale te przepisy muszą być mądre, sensowne i przystawać do rzeczywistości i to wszystkie bo nawet jeden absurd w przepisach powoduje to, że ludzie tracą zaufanie do przepisów jako całości.
Zresztą nawet choćbyś chciał to nie dasz rady pojechać w 100 procentach zgodnie z przepisami. Bo przykładowo, jak się zepsuje ciężarówka na drodze bez szerokich poboczy, a akurat na środku jezdni będzie linia ciągła to zgodnie z przepisami nie będziesz mógł ominąć ciężarówki bo musiałbys najechac na ciągłą a to jak wiadomo, jest zakazane przepisami.
 
#1,014 ·
Za kierownicą spędziłem ponad rok bez przerwy, kilkanaście razy przejechałem wokół świata (i to nie opuszczając Europy!!! :)) i bardzo lubię jeździć i nie zawsze najwolniej.
Moi pasażerowie zazwyczaj lubią mój styl jazdy - ale niestety mam zły wpływ na nich jako kierowców: niektórzy próbują go kopiować, ale kopiują tylko dynamikę [i dalej w tym stylu]
I tacy kierowcy są najgorsi - jeździ od roku, przestał się bać i wydaje mu się, że już wszystko potrafi i jest świetnym kierowcą. Do tego mitoman i kiepski matematyk (40 000km x 'kilkanaście' / 365 dni = min. 1300 km/dobę) :eek:hno:
 
#1,015 ·
I tacy kierowcy są najgorsi - jeździ od roku, przestał się bać i wydaje mu się, że już wszystko potrafi i jest świetnym kierowcą. Do tego mitoman i kiepski matematyk (40 000km x 'kilkanaście' / 365 dni = min. 1300 km/dobę) :eek:hno:
Co daje średnią ok. 54 km/h.
W czym problem? Czytaj ze zrozumieniem - maćkowi2000, chodziło o to, że spędził za kółkiem ponad 8760 godzin, czyli jakby nie liczyć rok.
 
#1,016 · (Edited)
Co daje średnią ok. 54 km/h.
W czym problem? Czytaj ze zrozumieniem - maćkowi2000, chodziło o to, że spędził za kółkiem ponad 8760 godzin, czyli jakby nie liczyć rok.
Owszem - prawo jazdy mam od 14 lat. Zszokowany stwierdziłem, że rok mojego dotychczasowego życia spędziłem w fotelu kierowcy. Średnio liczyłem jakieś 80km/h (raczej długie trasy, niemały udział autostrad) i nie jestem ani kierowcą zawodowym, ani kurierem...
Sądząc po reakcjach dość pochopnie napisałem, co napisałem. Owszem: lubię szybko przyspieszyć, gładko zmienić bieg, płynnie przejechać przez zakręt. Ale stanowczo protestuję przeciw wrzucaniu mnie do jednego worka z mistrzami prostej, z rekordzistami prędkości w mieście, z wyjątkowo "sprytnymi", klientami mobilking ;) [taka mała dygresja, właśnie leciała reklama :)]. Spotykając mnie na drodze najwyżej przedstawiciele frakcji zero tolerancji mogliby mnie uznać za pirata: w *zależności od warunków* stosuję zasadę maks. +20km/h. Policja zresztą najczęściej też: przy tej prędkości albo nie ma mandatu, albo jest niewielki. Lubię sprawnie ruszyć, wyprzedzić (nie, wcale nie na siłę, przy zakazie wyprzedzania, osiągając 170km/h). Utrzymuję odstęp do samochodu przede mną, nawet jeśli jest odczuwalnie wolniejszy, obserwuję drogę kilkaset metrów przede mną, staram się wyciągnąć wnioski z własnych i cudzych błędów (np. znajomy śmiertelnie potrącił dziecko, które wybiegło zza autobusu w mieście - przy każdym autobusie doszukuję się nóg wybiegającego dziecka). Zdecydowanie najgroźniejsze jest rutynowe znudzenie, silne emocje i zmęczenie za kierownicą (przynajmniej u mnie). Kładę nacisk na technikę, nie prędkość maksymalną, mam pewne tradycje w rodzinie :).
Nie oceniajcie mnie proszę po kilku zdaniach.

PS Jakieś 120km/dzień.
 
#1,017 · (Edited)
Kto winny?

Dobry!

Kilka dni temu odgrażałem się, że zrobię zdjęcia ciekawego miejsca - trochę mnie zmogło, więc udało się dopiero dziś.
Jest w Reczu (Zachodniopomorskie, DK10, dodatkowe zdjęcia na locr.com) taki sobie zakręt, na którym co kilka - kilkadziesiąt dni wypada samochód. Roczne straty (kierowców + drogówki) to -strzelam- 100.000-200.000PLN. Śmiertelnych wypadków w tym miejscu nie kojarzę, ale nie jestem pewien.

Jest ostrzeżenie:

Na zakręcie można pojechać prosto (dojazd do kilku posesji, ale nie jedyny, jest również inny dogodny)

Dziś w nocy spadł śnieg, co koledzy ze Szczecina już pewnie zauważyli :))) [tutaj planowo mieli wyłączyć prąd, a prąd był i jest :) ]. Dziś rano lub jeszcze w nocy kolejny pojazd zaliczył barierkę:


W nocy zakręt wygląda jak prosta, przy dozwolonych 40km powinno się go zauważyć. Standardowa myśl kierowcy przy kiepskiej widoczności: "O prosta!". W ostatniej chwili: "Ale ostry zakręt!", no i: "No to spróbuję choć trochę skręcić!" :))) No i tak wychodzi: Samochody zaliczają barierkę, jedno lub drugie drzewo, słup, lub jeśli mają szczęście to jadą prosto do rowu bez kolizji.

Niektórzy z Was powiedzą: Skoro jest ograniczenie i ostrzeżenie, to cała wina leży po stronie kierowców, którzy nie przestrzegają przepisów. Na pewno.
Jeśli ktoś zna ten zakręt, to może go nawet polubić o ile lubi zakręty.

To miejsce moim zdaniem obnaża niedoskonałość oznakowania dróg - uważam, że nie można upierać się, że oznakowanie jest logiczne, bo w tym przypadku najwyraźniej komunikacja nie działa, komunikat nie dociera do kierowców i wyższe mandaty nic nie dadzą. Zakręt taki jak ten, na drodze krajowej musi się świecić, z daleka musi trafiać bezpośrednio do podświadomości: "UWAGA, niebezpieczny zakręt!"

Miałbym nawet pomysł co z tym fantem zrobić - koszt niewielki (ile kosztuje barierka energochłonna? może 8pln/kg netto, ktoś zna cenę? do tego trochę odblasków i po sprawie).

Więc? Może postawić ograniczenie do 30? Może 15km/h? :)

PS Jaki mogę mieć wpływ na oznakowanie tego miejsca? Mogę mieć jakikolwiek?
PPS Macie zdjęcia?
 
#1,018 ·
obojętnie, jakie znaki drogowe nie będą postawione i jak logicznie sytuacją na drodze będą powiązane - dużo się nie zmieni.

Zawsze zdarzy się ktoś, kto je oleje, przeoczy, nie doceni.

Tylko przebudowa tego odcinka - wyprostowanie i wyprofilowanie coś da.
 
#1,019 ·
Sporo by pomogło, jeśli zamknięto by ten wjazd na wprost (albo przeniesiono gdzieś na bok) i postawiono w poprzek barierkę energochłonną. Tzn nie dosłownie w poprzek, ale wzdłuż linii krawędziowej głównej jezdni, tak jak na reszcie zakrętu. Wtedy widać by to było z daleka.

Sam kiedyś miałem w nocy identyczną sytuację, z tym że dodatkowo zmyliły mnie światła auta jadącego z naprzeciwka. Myślałem że droga idzie prosto i dopiero w ostatniej chwili zauważyłem, że jednak skręca w lewo. Ale ja już nie próbowałem skręcać, poleciałem prosto i zawróciłem.

maciek2000, możesz wysłać te zdjęcia z tym opisem do regionalnego oddziału GDDKiA. Nie wiem czy coś to da, ale będziesz miał czyste sumienie :)
 
#1,020 · (Edited)
Sporo by pomogło, jeśli zamknięto by ten wjazd na wprost (albo przeniesiono gdzieś na bok) i postawiono w poprzek barierkę energochłonną. Tzn nie dosłownie w poprzek, ale wzdłuż linii krawędziowej głównej jezdni, tak jak na reszcie zakrętu. Wtedy widać by to było z daleka.

Sam kiedyś miałem w nocy identyczną sytuację, z tym że dodatkowo zmyliły mnie światła auta jadącego z naprzeciwka. Myślałem że droga idzie prosto i dopiero w ostatniej chwili zauważyłem, że jednak skręca w lewo. Ale ja już nie próbowałem skręcać, poleciałem prosto i zawróciłem.

maciek2000, możesz wysłać te zdjęcia z tym opisem do regionalnego oddziału GDDKiA. Nie wiem czy coś to da, ale będziesz miał czyste sumienie :)
Dokładnie Twoje rozwiązanie miałem na myśli - po prostu boli, jak muszę co rusz patrzyć na rozbite samochody i marnowane pieniądze. Pewien czas temu na drzewie znalazłem kartkę, tekst coś w rodzaju: "Jeśli również ty miałeś tutaj wypadek to daj znać, razem może coś zdziałamy, tak dalej być nie może". Kartka da mówi sama za siebie.

@harthausen:
Zasadnicza przebudowa odpada: najbliższą przebudową będzie budowa obwodnicy Recza - moja teściowa założyła się ze mną, że nie dożyje tego dnia... Na inne rzeczy tym bardziej nie ma pieniędzy.
Owszem, można czekać do dnia, aż wszyscy się nauczą i już nikt "nowy" więcej tędy nie pojedzie...
Jeśli inwestycją rzędu 10.000PLN można 10 wypadków rocznie zmienić na 2, to wypadałoby tak zrobić...

Kilka kilometrów wcześniej jest inne miejsce: Wjazd do Słutowa ze strony Bydgoszczy. W zeszłym roku na zakręcie leżało chyba 5 lub 6 ciężarówek. Palety drewniane, mleko w kartonach, brykiety do kominka - to przykłady towarów "do utylizacji przez mieszkańców" (dostawali takie zlecenie od straży), paliwo nie raz się lało po drodze... ciężarówki wjeżdżają w zakręt, zakręt się zacieśnia (wjazd do terenu zabudowanego jest dopiero w trakcie zakrętu.) i ciężarówka leży... uważam, że nie wystarczy, że znaki "mają rację". To nie przypadek, że do wypadków dochodzi akurat na tych, a nie innych ostrych zakrętach. Przed zakrętem postawiono w końcu ograniczenie prędkości dla ciężarówek - chyba coś dało, tylko dlaczego tak późno?
To po prostu kwestia kosztów dla gospodarki - każdy wypadek to strata. O rannych lub zabitych nie wspomnę. Ktoś wie może kto i na którym etapie decyduje o ustawieniu znaków różnego typu? Badania również naukowe w tym kierunku są jak najbardziej potrzebne...
 
Top