WYPRAWA PIERWSZA - GÓRNA NADRENIA, Kilka dni szlakiem winnic, domów w kratkę i średniowiecza
Witam. Troszkę mnie wątek maraxa0 zmobilizował do przypomnienia sobie (a przy okazji i pokazania wam

) mojej wyprawy sprzed kilku lat na niemiecko-francuskie pogranicze wdłuż doliny Górnego Renu. W sumie od jakiegoś już czasu planowałem poza cyklicznymi, co jakiś czas uaktualnianymi wątkami dokumentacyjnymi zrobić kilka wątków zamkniętych, z relacjami z odbytych podróży. Nie będzie więc historii i szczegółów, a po prostu zdjęcia, takie jakie mi z tych wypraw zostały; mam nadzieję że kogoś zainteresują.
Ta relacja to pozostałość po lipcu 2004, kiedy spędziłem tydzień w Manheim (skąd zdjęć niestety nie mam) i robiłem różne krótsze i dłuższe wypady w okolice. Będzie więc bardzo wyrywkowo, ale mam nadzieję choć trochę ciekawie, bo okolice te są niezwykle malownicze i atrakcyjne, a o ich ich podstawowych cechach IMO - jest w tytule
Oczywiście nie ma sensu stricte w polskim nazewnictwie czegoś takiego jak Górna Nadrenia (przynajmniej ja się z takim nie spotkałem), ale według mnie to najfortunniejsze tłumaczenie niemieckiego określenia Oberrhein, odnoszącego się z grubsza do tego regionu. Prezentowane miejsca będą generalnie pochodzić z południowo-zachodniej części Niemiec (czyli głównie z Nadrenii-Palatynatu i Badenii-Wirtenbergii) i z leżącej po drugiej stronie Renu francuskiej Alzacji (a konkretnie dwu miast - Strasburga i Kolmaru.
Strasburg
Nie będzie chronologicznie, ale dla uczytelnienia wątku zacznę od dwu leżących po francuskiej stronie Renu alzackich miast, które miałem przyjemność odwiedzić. Generalnie, bardzo klimatycznie, a po kilku dniach w sterylnie czystych niemieckich miasteczkach, cieszyła pewna niedbałość i to, że domki szkieletowe nie są wszystkie czarno-białe.
Strasburg (a właściwie - ponieważ jesteśmy wszak we Francji, Strasbourg), sprawił na mnie bardzo miłe wrażenie. Wszak stolica Europy, no, przynajmniej jedna z kilku! Około 270-tysięcy mieszkańców. Stare miasto malowniczo leży na czymś w rodzaju wyspy, otoczone ze wszystkich stron kanałami. To co mnie zadziwiło (jako kierowcę - pozytywnie), to poza łatwością poruszania się po mieście, możliwość zaparkowania pod samiutkim średniowiecznym rynkiem (czyli Placem Gutenberga), w podziemnym parkingu, którego cena nie powalała, a do katedry ledwie dwa kroki...
To widok z rzeczonego placu w uliczkę prowadząca ku katedrze, po prawej piękny szachulec
Jak w Paryżu - karuzela
Parton placu, sam imć Gutenberg, co to czcionkę wynalazł
