27.03-4.04.2019 to zakres dat w jakich wygenerowłem kolejną wyprawę do Gruzji.
Początek i koniec to tradycyjnie Lublin a następnie warszawskie Okęcie, skąd polecieliśmy do Kutaisi. Stąd od razu przetransportowaliśmy się nad Morze Czarne do Batumi, by spędzić tu dwa dni.
Z nadmorskiego kurortu przenieśliśmy się do stolicy, by znów połazić trochę po Tbilisi oraz odwiedzić magiczne miejsce, jakim jest Dawit Garedża na pograniczu z Azerbejdżanem.
Z Tbilisi nasza brygada (w sumie było nas tym razem osiem osób, z perfekcyjnie ułożonym parytetem damsko-męskim) wsiadła w nocny pociąg by następnego ranka obudzić się w stolicy Armenii, Erywaniu. Lokalne liźnięcie stolicy kraju pod Araratem oraz paru jego atrakcji i powrót do Tbilisi również pociągiem. Stąd szybki transport marszrutką do Kutaisi, w którym zatrzymaliśmy się na kolejny nocleg, by następnego dnia po południu odlecieć do Warszawy.
Czy jesteście zainteresowani kolejnym smęceniem w moim wydaniu? Jakby co to krótkie nie będzie, więc decyzja musi być rozważna.
Na czas przemyśleń parę zdjęć:
Dochodziła godzina 22ga gdy pod brzuchem landryny oglądaliśmy zasypiającą Warszawę
Bladym świtem, jeszcze zaspane Batumi przywitało siąpiącym deszczem
I choć często sprawiało wrażenie Disneylandu...
...to trzymająca w ręce Złote Runo Medea twardo dawała znać, że oto jesteśmy w mitycznej Kolchidzie
Batumi to kurort, to kaukaskie Karaiby, to stolica wakacyjnej turystyki
To również prężnie działający port czarnomorski
Do Gruzji przylecieliśmy powtórnie między innymi też i po to - najeść się, ba, nażreć, przepysznych chinkali
...i nie tylko
Na szczycie Wieży Alfabetu popijaliśmy kawę
Nie omieszkaliśmy też skorzystać z kolejki linowej by z górnej stacji podziwiać piękną panoramę batumskiej zatoki
Przed sezonem, więc łódki wolne i tanie - cały jachcik tylko dla nas...piękna to była wycieczka
Plaże czyste i jeszcze puste
Smakowaniu jedzenia towarzyszyło smakowanie różnych gatunków czaczy
Batumi opuszczaliśmy zupełnie oderwanym od gruzińskiej rzeczywistości pociągiem z gniazdami usb przy fotelach i dobrze działającym wifi
Kura, podpaska i Stare Miasto - to już klasyk Tbilisi
Nie mogło zabraknąć też wjazdu na wzgórze przy twierdzy Narikala i panoramy stamtąd
"Nie mów że widziałeś Gruzję, jeśli nie byłeś w Dawit Garedżi". Prawda w tym powiedzeniu jest absolutna. Magiczne miejsce pośród niczego
Zajrzeliśmy do wykutych w skałach mnisich pieczar będących już po stronie azerbejdżańskiej
...rozpływając się w zachwycie nad surowością i malowniczością okolicy
Wczesna wiosna, senna jeszcze przyroda, a i po takich drogach przyszło się przemieszczać
Deszcz opłakiwał naszą ucieczkę do sąsiedniego kraju
...zaś sam Erywań przywitał nas obłędnymi stoiskami z suszonymi i kandyzowanymi owocami
Podziwialiśmy tufową zabudowę Placu Republiki
...nie omieszkaliśmy też odwiedzić Centralnego Meczetu w Erywaniu
Przedreptaliśmy w te i we wte stoliczne Kaskady
Za każdym razem zahaczając o Plac Republiki
...na którym, przed Galerią Narodową, fontanny potrafiły dać piękny pokaz
Odwiedziliśmy leżący tuż przy tureckiej granicy ikoniczny klasztor Chor Wirap
...od którego, w małym uproszczeniu, można powiedzieć, że zaczęła się chrystianizacja Armenii
Wynajęte auto zawiozło nas też pod Łuk Charenta,gdzie silne wietrzysko chciało nam pourywać głowy
Dotarliśmy też do prastarych chaczkarów wykutych w skałach, będących elementem IV wiecznego klasztoru...
...klasztoru, w którym wg legendy przechowywano szczątki św. Andrzeja i św. Jana oraz relikwie Włóczni Przeznaczenia - klasztoru Geghard
Nie omieszkaliśmy też zobaczyć pochodzącą z I wieku, jedyną pogańską budowlę w Armenii - Świątynię w Garni
Po powrocie do Kutaisi, podjęci niesamowitym śniadaniem konsumowanym przez kilka godzin nie mieliśmy sił już na żadne zwiedzanie
...a popłakujące niebo tuż przed naszym odlotem zdało się sugerować by znów myśleć o powrocie w te strony
Taka oto zajawka. Będziecie ciekawi szczegółów w trakcie zimowych wieczorów?