Byłem dzisiaj złożyć te cholerne zeznania...
...i obiecałem sobie, że przy całej mojej determinacji do rozwiązywania problemów z parkowaniem w centrum Katowic muszę przystopować, albo załatwiać to jakoś inteligentniej. Byłem bowiem o umówionej godzinie, ale niestety zapomniałem nazwiska funkcjonariusza, z którym się umawiałem - i dupa zbita, bo dyżurny przez dwadzieścia minut niby coś sprawdzał, a właściwie to opowiadał mi o różnych aspektach takiego zgłaszania (mało zachęcająco) i nic nie wskórał, to poszedłem. Miałem dużo czasu (który zarezerwowałem na przesłuchanie), więc pojechałem sobie pochodzić po strefie kultury; usiadłem na ławce, a tu telefon - oczywiście z SM... funkcjonariusz najmocniej przeprosił za zamieszanie, bo zmienił się dyspozytor i on tego nie poinformował, że ktoś ma do niego przyjść... no to, hm, czasu miałem jeszcze trochę, więc się wróciłem...
I tutaj zdziwko - całkiem inaczej niż na policji, tutaj każdy samochód to inna sprawa, więc do każdego jest osobny protokół. I to jest chyba jakaś nowość, bo jak im zgłaszałem w ten sam sposób auta pod NOSPR jesienią, to jakoś mogli podciągnąć trzy auta pod jedną sprawę. Whatever. Dostało się w końcu tylko dwóm zastawiającym chodnik na szerokość, bo u pozostałych, którzy kosztem chodnika "dorobili" sobie prostopadłe miejsca parkingowe, nie było widać numerów rejestracyjnych. Całe szczęście, że to tylko dwóch, bo przy tempie 20 minut/auto dziesięciu zgłaszałbym przez prawie 3,5 godziny. Teraz sprawa poszła do sądu z wnioskiem o ukaranie. Plus oczywiście taki, że sąd nie zasądza kar według taryfikatora, tylko grzywnę w wysokości od stu do pięciu tysięcy złotych, bez punktów, albo... pouczenie. Jednak ma większe możliwości, więc i potencjalnie większy wpływ na tych leni.
Powszechnie wiadomo, że takie zgłaszanie mailowe to opcja dla najbardziej zdesperowanych. Jednak pokusiłem się o porównanie działalności policji i straży miejskiej w tym zakresie w Katowicach.
W razie informowania o wykroczeniu poprzez maila, gdy interwencja nie została podjęta w odpowiednim momencie, tylko procedura zmierzająca do ukarania kierowców zostaje podjęta na podstawie dowodu w postaci zdjęcia - trzeba iść na komendę złożyć zeznania, by służby mogły coś z tym zrobić. To jest jasne jak słońce, jednak różni się działanie katowickiej SM i policji w tym zakresie, na korzyść policji:
- Policja reaguje, maile tam nie giną. Na straży miejskiej - jak widać mogą.
- Policja może przesłuchanie scedować na dzielnicowego w miejscu zamieszkania zgłaszającego, a straż miejska tylko zaprasza na Żelazną, gdzie znikąd nie jest po drodze, a z Placu Wolności trzeba walić dwadzieścia minut z buta, no chyba, że tramwajem, to krócej.
- No i podstawowa sprawa, o której już wspomniałem: policji wystarcza jeden protokół na wszystkich, straży miejskiej przestał (bo w październiku też się tak dało).
Oprócz tego policja ma wyższe kompetencje do rozsądzania takich spraw – jak mają dowody (zdjęcia) i zeznania, to karę wymierzają sami (sto złotych i punkt). Odwołanie, jak w przypadku złapania na gorącym uczynku, następuje poprzez skierowanie sprawy do sądu (gdzie stówa + koszty sądowe to najniższa kara). Natomiast straż miejska, i to zostało chyba już tu powiedziane (albo w wątku „Parkowanie w miastach”), od razu zwraca się z wnioskiem o ukaranie do sądu, bo według przepisów nie może inaczej (a minimalna kara pieniężna wynosi ponoć około 270 złotych), ten zaocznie wydaje wyrok, od którego oczywiście można się odwołać (co jednak się nie opłaca w sprawach oczywistych, bo koszty rosną).
W obu przypadkach istnieje ryzyko, że zgłaszający zostanie wezwany do sądu jako świadek, jeśli kierowca się odwoła. Jednak bezpieczniej pod tym względem jest zgłaszać takie sprawy policji, bo raz, że karę wymierza sama, co studzi zapał do kombinacji, a dwa – jak wiadomo, ma ona w społeczeństwie większy autorytet, więc ryzyko odwołania jest niższe...
Jednak z drugiej strony prawie na pewno kara po zgłoszeniu sprawy straży miejskiej będzie wyższa (chyba, że sąd zdecyduje się wymierzyć tylko pouczenie – choć zakładam, że koszty sądowe i wtedy musi ponieść ukarany).
Summa summarum: jeśli ktoś chce mieć pewność, że kierowcy zostali ukarani, ale ceni sobie swój czas i komfort – niech zgłasza tego typu sprawy policji. Nie dość, że przesłuchanie trwa tam krócej, to mogą go dokonać funkcjonariusze na komisariacie właściwym dla miejsca zamieszkania zgłaszającego. Ponadto stosunkowo niewielkie jest wówczas ryzyko odwołania. Jednak jeśli komuś zależy na tym, żeby kara była dotkliwa, a ma więcej czasu i nie przeszkadza mu relatywnie duże ryzyko wezwania do sądu – ten niech uderzy do straży miejskiej.
I w ten sposób proponuję ten dualizm rozstrzygać. Bo mnie osobiście też wkurza, że te same kompetencje mają dwie instytucje – na przykład wczoraj, gdy byłem w tej Strefie Kultury, pod NOSPR znowu stanął jakiś burak, zadzwoniłem na policję, a zaraz potem musiałem wrócić do SM; jeśli wcześniej zadzwoniłbym do straży, to mógłbym zrobić zdjęcie, złożyć przy okazji zeznania odnośnie jego i miałbym sto procent pewności, że dostanie się kolejnemu, który nie widzi wielkiego, bezpłatnego parkingu parędziesiąt metrów dalej. A tak – niby policja zareaguje raczej szybciej, ale pewności co do ukarania nie mam...