^^ zawsze daję po 4, don't worry ;-).
Zatem prośba do was o komentarze, żeby zdjęcia zlatywały na kolejne strony, co pozwoli na nie przekraczanie miesięcznego limitu ;-)
No Kaspric czekam na mocne uderzenie z Incheon ;-) chyba jeszcze nikt na tym forum nie wstawiał fotek z tego miejsca więc bedziesz pierwszy, tak trzymać !
Oj Rafał to się nie doczekasz, bo wzasadzie z ICN (z głównego terminalu) nie mam

. Przy przylocie kilka razy było info o tym, że jest całkowity zakaz robienia zdjęć i jakoś nazbyt się wtedy przejąłem, a przy wylocie jak zwykle byłem spóźniony i nie myślałem o tym. Ale opowiem ;-)
Pierwszy lot 19.09
KTW-MUC by LO, E170
MUC-ICN by LH, A340
Niektórzy mieli okazję przeczytać poniższe, więc co się powtórzy, oznaczam kursywą.
W pierwszej części musicie wybaczyć brak zdjęć, gdyż te 2 loty do wielkich atrakcji nie należały, a jedyne, które zrobiłem na lotnisku w MUC mi się nadpisały (z naciskiem na "mi się", bo naprawdę nie wiem, gdzie się zgubiły, były i nie ma) ;-). Lot z Katowic o 6 rano, stąd zmęczenie spore. Jednak co E-jet to E-jet. "Boarding zakończony" i przesiadka do tyłu na 2 wolne fotele. MUC i 3 godziny oczekiwania na lot LH718 do ICN.
Zdjęcia nie ma, ale jest tips. Przy dłuższym oczekiwaniu i braku wejścia do saloników, bardzo polecam pozostanie jak nadłużej w strefie Schengen T1. Po pierwsze mamy dostęp do automatów z darmową kawą i czekoladą, po drugie łatwo znaleźć ciche i komfortowe miejsce do odpoczynku. Ja przemieściłem się na koniec pirsu do strefy E - koniec pirsu oznacza małą liczbę przechodzących pasażerów, poza tym w tej strefie są wysokie fotele z podnóźkami. Mapa dla ułatwienia.
W pół do południa rozpoczął się boarding na mój lot, choć chyba można to określić mianem self-boarding. Początkowo obsługa sprawdzała każdego pasażera, jednak po chwili części pasażerów kazano podchodzić do drugiej bramki (bez obsługi) i odbijanie karty samemu. W zasadzie nikt nie był zainteresowany, kto się odbija i czy faktycznie udało się odbić kartę. Niezbyt pozytywne wrażenie.
Lot A340-300, dawno wybrane miejsce 30G (wolę przejście od okna). Włoch siedzący obok prosi mnie, czy nie zamieniłbym się miejscami z jego żoną, gdyż dostała miejsce w innej części samolotu. Oczywiście się zgadzam i trafia mnie szlag za bycie miłym, gdyż przesiadka jest na chyba najgorsze miejsce w samolocie, ostatni rząd na samym środku (46E), do tego po obu stronach dość sporych rozmiarów współpasażerowie. Na szczęście znalazło się kilka wolnych miejsc w tej części samolotu, więc po zakończonym boardingu znów przesiadłem się gdzieś w okolice 42H. A bycie miłym jednak popłaca - dziewczyna siedząca obok (Węgierka jadąca na semestr do Seulu) miała koleżanki gdzieś w środkowej części samolotu, po obiedzie okazało się, że mają dla niej dodatkowe miejsce i... pozostałem chyba jako jedyny pasażer w eco z dwoma wolnymi miejscami ;-).
Co do A340 LH zawsze się zastanawiałem, skąd tyle zachwytów wśród niektórych, ale to chyba na inny temat. Jak to w lufie solidnie i czysto, choć podczas startu skrzypienie jak cholera mogło nasuwać myśli o możliwym rozpadzie samolotu ;-).
Serwis na 3 z jednym sporym plusem, o którym za chwilę. Miesiąc wcześniej mój brat korzystał z tego samego połączenia i przestrzegał przed posiłkiem koreańskim. Niestety go nie posłuchałem - w smaku jeszcze znośne (a tę kuchnię bardzo lubię, więc to nie kwestia innego gustu kulinarnego), lecz później problemy ze skończeniem śniadania. Wszytko ładnie i solidnie podane, bez rewelacji ale i większego narzekania. Tu warto wspomnieć o cc, w tej części samolotu z 4 członków personelu 2 była koreańska (stewka i steward). Należę do osób z zasadą "bądź miły, a inni będą mili dla ciebie" i w wielu podróżach może tylko raz trafiłem na niezbyt niemiły personel (Austrian). Również tutaj nie mogę narzekać na cc, w szczególności koreańską część. Po obiedzie niemieckie cc gdzieś się straciło i do obsługi pozostali tylko Koreańczycy (których rodacy stanowili na oko około 70% paxów tego lotu).
I tu coś miłego i fajnego. Koreańczyków od Japończyków dzieli znacznie więcej, niż morze - dużo wiercenia i chodzenia po pokładzie (co mi akurat dość opowiada, sam lubię skoczyć w okolice kuchni na airobik. A kuchnia pełna koreańskich paxów (i to dosłownie, poza CC było tam chyba z 5-6 osób, które same sobie przygotowywały posiłki i soki (jak we własnej kuchni)). Osobiście lubię szwedzki stół na długich dystansach, ale ten klimat był baaardzo pozytywnym zaskoczeniem. Między posiłkami, poza napojami i snakami, dla zabicia głodu można również otrzymać... Cup Noodles prosto z Korei ;-)
1. Rzeczone Cup Noodles. Wszystko na wysokości smakuje lepiej i szczerze mówiąc ta pikantna strawa była najlepszym posiłkiem podczas całego lotu ;-).
ICN. Ponieważ byłem bardzo zmęczony nie myślałem o robieniu zdjęć (te pojawią się przy następnym locie). Za to polecę pewne miejsce. Nie miałem ochoty od razu zapuszczać się do miasta (a czekał mnie cały dzień na nogach). ICN to najlepsze lotnisko na świecie, szczególnie dla paxów transferowych. Co jednak zrobić, gdy już jesteśmy w hali przylotów, a chcemy wypocząć?
Gorąco polecam Spa on Air, zlokalizowane na najniższym poziomie w okolicach wejścia 5. Za około 15000 KRW (czyli +- 45zł) w czasie dziennym (po 20.00 20000KRW) dostajemy dostęp do typowej koreańskiej łaźni publicznej, z 2 basenami (ciepła i zimna woda), saunami etc., lounge oraz przede wszystkim wyciszonym "sleeping room" (za dopłatą możemy otrzymać prywatny pokój, jednak absolutnie wystarczająca jest część wspólna). Tłumów wielkich nie było, więc wypoczynek najwyższego sortu. Polecam wszystkim, a zainteresowanym tę notkę na blogu jonnyontheroad
Na ICN zostałem de facto od 6 rano aż do... 5 wieczorem, jeśli dobrze sobie przypominam. Do Spa poszedłem co prawda dopiero ok 1-2 po południu, wcześniej jednak umówiłem się z... Kyonghwa, czyli uroczą Koreanką. Dziwne i spontaniczne spotkanie, wynikowe cs. Ja przylatywałem rano, ona wylatywała do Australii na studia. Dobry powód, by się spotkać i pogadać? Dobry ;-). Tym bardziej, że spotkanie z moim hostem ustawione miałem na 10 wieczor, a z doświadczenia wiem, że nie da się tyle na nogach przy locie dolatującym do Azji na rano przeżyć.
Ostatecznie Kyonghwa spóźniła się 3 godziny, czym doprowadziła mnie do szewskiej pasji, ale może nie będę tu wszystkich szczegółów przytaczać (może tylko wspomnę, że miała sporego koreańskiego kaca). Na pół godziny przed jej check-in okazało się, że... zapomniałą paszportu. Wiecie dobrze, jak wygląda twarz kogoś, kto śmieje się po to, by nie płakać.
2.
W międzyczasie zobaczyłem całą zawartość jej bagażu. I jest, znalazł się, chociaż nadziei już nie było (bo bagaż przetrząsnęła wcześniej z 5 razy).
Spa i do miasta, już wieczorem. W międzyczasie chciałem jeszcze nabyć na lotnisku lokalną kartę SIM. Niestety na lotnisku to koszt od 30000KRW w górę (uproszczony przelicznik to 1000KRW=1$=3PLN). W mieście można kartę kupić za chyba 5500KRW, niestety tylko w punktach KT Olleh (nie jak u nas w kiosku). Ostatecznie i tak jej nei nabyłem, bo.... miałem Kakaotalk (z którego korzystam i teraz), a w Korei wifi bez zabezpieczeń bardzo prosto znaleźć., ale o Kakaotalk może w trakcie relacji
3. Po wyjściu z terminalu, w stronę stacji kolejki AREX.
4. I wejście na stację. Oczywiście można wejść i zadaszonymi przejściami widocznymi na poprzedniej fotce.