Joined
·
23,945 Posts
Zima 2020, Lot ogłasza promocję na bilety z pewne rejony świata. Co jakiś czas inne miasto. Fajnie, wolno im, może ktoś skorzysta.
Któregoś razu pojawia się Bejrut. Rafał daje znać, że cena dobra bo w sumie to prawie połowę taniej niż zwykle. Miło.
Po paru minutach następna wiadomość od niego to taka, że już ma kupione bilety. No jak to, on ma a ja nie? Szukam więc, sprawdzam, no są. Czy ja tam chcę lecieć? No można by, ale...
Chwila wahania i zaglądam do systemu rezerwacji. Są. Idę po kolei przez procedurę zakupu, aż na końcu jakiś zamuł z kartą, płatność idzie, nie idzie, idzie, zawiesza się, anuluje. OK, nie kupuję więc, tak widocznie miało być, los zdecydował.
Parę godzin później, na wygasającej już promocji, zaglądam jednak jeszcze raz, ale znajduję jakiegoś pośrednika, który oferuje te bilety jeszcze taniej. Wałek? Sprawdzam opinie, są ok, więc co mi tam, spróbuję. I udaje się. Bilety kupione, w super cenie, 447zł w obie strony, lecę.. kiedyś tam.
I zapominam o Bejrucie. Po jakimś czasie przychodzi mail od Lotu czy pamiętam o swojej podróży. Eee, no nie bardzo właśnie, dobrze że przypomnieli. Przypomnieli również, że mogę wyskoczyć z dodatkowej kasy dokupując parę usług.
Do tego korona... u nas jeszcze cisza zupełna, ale w mediach coraz więcej informacji o Wuhan. Lecieć? Nie lecieć? Jak tam jest? No jest dobrze... ale jak będzie za parę dni? Rozterek co nie miara.
Dzień kobiet mija, pogoda do tego taka sobie, zima jakby przypominała sobie dopiero, że jeszcze w tym sezonie nie namieszała za bardzo. Jak tu się ubrać, co wziąć, jak tam będzie, wszak prognozy dla Bliskiego Wschodu przyjemne bardzo. Nawet nie chce mi się myśleć za bardzo ani tym bardziej kompletować ekwipunek. Co jakiś czas czytam o Libanie, o historii, przeglądam zdjęcia, mapki.
10 marca pakuję graty (jakoś wyjątkowo jest ich mało) i pod wieczór w auto. Ruszamy. Kierunek Okęcie.
01. Medialne nagonki sprawiły, że lotnisko puste? A może to tylko kwestia pory dnia.
02. Tłumów nie widać nigdzie
03. Bezcłówki też puste. Dochodzi 21sza
Któregoś razu pojawia się Bejrut. Rafał daje znać, że cena dobra bo w sumie to prawie połowę taniej niż zwykle. Miło.
Po paru minutach następna wiadomość od niego to taka, że już ma kupione bilety. No jak to, on ma a ja nie? Szukam więc, sprawdzam, no są. Czy ja tam chcę lecieć? No można by, ale...
Chwila wahania i zaglądam do systemu rezerwacji. Są. Idę po kolei przez procedurę zakupu, aż na końcu jakiś zamuł z kartą, płatność idzie, nie idzie, idzie, zawiesza się, anuluje. OK, nie kupuję więc, tak widocznie miało być, los zdecydował.
Parę godzin później, na wygasającej już promocji, zaglądam jednak jeszcze raz, ale znajduję jakiegoś pośrednika, który oferuje te bilety jeszcze taniej. Wałek? Sprawdzam opinie, są ok, więc co mi tam, spróbuję. I udaje się. Bilety kupione, w super cenie, 447zł w obie strony, lecę.. kiedyś tam.
I zapominam o Bejrucie. Po jakimś czasie przychodzi mail od Lotu czy pamiętam o swojej podróży. Eee, no nie bardzo właśnie, dobrze że przypomnieli. Przypomnieli również, że mogę wyskoczyć z dodatkowej kasy dokupując parę usług.
Do tego korona... u nas jeszcze cisza zupełna, ale w mediach coraz więcej informacji o Wuhan. Lecieć? Nie lecieć? Jak tam jest? No jest dobrze... ale jak będzie za parę dni? Rozterek co nie miara.
Dzień kobiet mija, pogoda do tego taka sobie, zima jakby przypominała sobie dopiero, że jeszcze w tym sezonie nie namieszała za bardzo. Jak tu się ubrać, co wziąć, jak tam będzie, wszak prognozy dla Bliskiego Wschodu przyjemne bardzo. Nawet nie chce mi się myśleć za bardzo ani tym bardziej kompletować ekwipunek. Co jakiś czas czytam o Libanie, o historii, przeglądam zdjęcia, mapki.
10 marca pakuję graty (jakoś wyjątkowo jest ich mało) i pod wieczór w auto. Ruszamy. Kierunek Okęcie.
01. Medialne nagonki sprawiły, że lotnisko puste? A może to tylko kwestia pory dnia.

02. Tłumów nie widać nigdzie

03. Bezcłówki też puste. Dochodzi 21sza
