SkyscraperCity Forum banner

Największe odbudowy okresu powojennego

15747 Views 28 Replies 16 Participants Last post by  Filip01
Chodzi o to, aby wyszczególnić które rekonstrukcje architektury i układów urbanistycznych w Polsce powojennej były największe i najsilniej zapisały się w historii sztuki rekonstrukcyjnej.
Czy mam rację jeśli napiszę, że największe to:

1.Warszawa
2. Wrocław
3. Gdańsk
?


Nie wiem na ile można zaliczyć np. Szczecin, Świdnicę czy Poznań.
1 - 20 of 29 Posts
^^ Naprawdę potrzbujemy takiego wątku? Bez wątpienia najwiecej zrobiono w Warszawie, potem Wrocław a zaraz za nim Gdańsk. Poznań nie był aż tak bardzo zmasakrowany, sporo murów stało bez dachów i okien np. więc sprawa w sumie ciut do odbudowy łatwiejsza. Nie wiem dokładnie co się działo w Swidnicy, więc sie nie wypowiem.
See less See more
Chodzi o to, aby wyszczególnić które rekonstrukcje architektury i układów urbanistycznych w Polsce powojennej były największe i najsilniej zapisały się w historii sztuki rekonstrukcyjnej.
Czy mam rację jeśli napiszę, że największe to:

1.Warszawa
2. Wrocław
3. Gdańsk
?


Nie wiem na ile można zaliczyć np. Szczecin, Świdnicę czy Poznań.
Poznań na pewno. Nie znam sprawy dobrze, ale moja babcia projektowała powojenną rekonstrukcję 3 kamienic na rynku, co znaczy, że przynajmniej 3 były rekontruowane :D
See less See more
Kurcze, fajnie, że ktoś postawił wątek o odbudowie. Zawsze ciekawiło mnie jak to się odbywało, ile trwało, jakie były plany dla poszczególnych miast, jakie zmiany wobec przedwojennych wzorców poczyniono, jak wyglądają te same miejsca przed wojną i po rekonstrukcji etc. Może być naprawdę ciekawy topic!
See less See more
Przynajmniej trzy? Cały Stary Rynek zmienił swoje oblicze.

Tutaj książka o odbudowie zespołu staromiejskiego.
Stare Miasto w Poznaniu. Zniszczenia-odbudowa-program dalszych prac
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=57555&from=&dirids=1

Oraz post na temat wyglądu pierzei Starego Rynku:
akurat ta "większość" jest mniejsza od połowy. proporcje z grubsza wyglądają tak, że 1/3 kamienic nie uległy większym zniszczniom/zostały przywrócone do przedwojennego wyglądu, 1/3 odbudowano na podstawie zachowanej ikonografii a pozostała 1/3 kamienic to retrowersje. Poza tym ta "renesansowość" odbudowy jest chyba przesadzono, większość kamienic wokół rynku to barok i klasycyzm. Ekipa Zielińskiego miała możliwość zrealizowania tego o czym głośno marzyli przed wojną włodarze miasta (z Czarneckim na czele), czyli usunięciu XIX wiecznych (czyt. pruskich) naleciałości, na co nie pozwalały jednak stosunki własnościowe i brak kasy.

ilustracje z książki "Architektura i urbanistyka poznania w XX wieeku":

















To mój drugi post i zarazem pierwszy, którzy składa się więcej niż z jednego zdania:)




See less See more
11
Jesli chodzi o Szczecin to wlasciwie sam jestem ciekaw. Pamietam jednak niemiecki artykul o Szczecinie, jakoby sluzyl on w Niemczech jako wzor przy odbudowywaniu zabudowy przedwojennej (pamietam go trzy po trzy). Podobno w Szczecinie odbudowalo sie duzo. Niestety nie odbudowano, lub rozebrano rowniez duzo :]
See less See more
Jesli chodzi o Szczecin to wlasciwie sam jestem ciekaw. Pamietam jednak niemiecki artykul o Szczecinie, jakoby sluzyl on w Niemczech jako wzor przy odbudowywaniu zabudowy przedwojennej (pamietam go trzy po trzy). Podobno w Szczecinie odbudowalo sie duzo. Niestety nie odbudowano, lub rozebrano rowniez duzo :]
Ze Szczecinem na dwoje babka wróżyła. Jedni twierdzą, że tam właściwie nic nie odbudowano inni mówią, że coś tam jednak odbudowano. Samo miasto było skasowane w 65-70%.
Może by się ktoś wreszcie wypowiedział. Wiem, że Tarasy Hakena nie musiałby być odbudowywane skoro nie były zniszczone.
See less See more
Jeśli mówimy o odbudowie Warszawy. Mimo szacunku dla BOS-u za to co udało się odbudować (co chciano odbudować) to należy powiedzieć wprost, że "Odbudowa" Warszawy znacznie więcej budynków pogrzebała żywcem, aniżeli podniosła z ruin...
Jeśli mówimy o odbudowie Warszawy. Mimo szacunku dla BOS-u za to co udało się odbudować (co chciano odbudować) to należy powiedzieć wprost, że "Odbudowa" Warszawy znacznie więcej budynków pogrzebała żywcem, aniżeli podniosła z ruin...

Nie tyle to zawdzięczamy awangardystom z BOS co temu biednemu Zachwatowiczowi. Gdyby nie on wszędzie postawiono by pudełka i socreal.
Ogólnie rzecz biorąc to w Warszawie odtworzono:
1. Stare Miasto
2. Nowe Miasto z modyfikacjami
3. pojedyńcze gmachy w różnych częsciach miasta np. Teatr Wielki, kościół Zbawiciela, kompleks Politechniki.


Natomiast chyba nigdzie nie odbudowano całych pierzei przedwojennych.
Marszałkowską skasowano i zmieniono na socjal-Marszałkowską.
Ogólnie jakby chcieć oszacować procent odtworzonej zabudowy w Warszawie to dałoby jakieś 10%?

Tu jest bardzo ładny artykuł stworzony na podstawie książki Thuma o Wrocławiu.
http://odra.okis.pl/article.php/563
See less See more
Jeśli mówimy o odbudowie Warszawy. Mimo szacunku dla BOS-u za to co udało się odbudować (co chciano odbudować) to należy powiedzieć wprost, że "Odbudowa" Warszawy znacznie więcej budynków pogrzebała żywcem, aniżeli podniosła z ruin...
Jeśli mówimy o Wrocławiu, to wystarczy powiedzieć, że w 1949 roku Miejską Dyrekcję Odbudowy przekształcono w Miejskie Przedsiębiorstwo Rozbiórkowe i zaczęto odzyskiwać cegłę na odbudowę Warszawy poprzez wyburzenia wszystkiego, co się dało.
See less See more
^^ Dziwisz im się? Z dzisiejszej perspektywy wygląda to może dziwne, ale trzeba pamiętać jaka była sytuacja w 1949 roku i jakie wówczas panowały nastroje wśród ludności.
odnośnie Szczecina:

W związku z tym że pojawił się tu wątek dotyczący Szczecina przytoczę tutaj artykuł opisujący zagadnienia związane z odbudową tego miasta.

"Od połowy XIX wieku Szczecin rozwijał się podobnie jak inne średnich rozmiarów porty nad Bałtykiem – jak Elbląg czy Memel (Kłajpeda). Dla berlińskich Hohenzollernów, do których państwa należał de facto już od 1713 roku, był przede wszystkim rodzajem rygla zamykającego Odrę – potężną twierdzą, połączoną z komorą celną. Do czasów wielkiego rozkwitu ekonomicznego w drugiej połowie XIX wieku, Szczecin rozwijał się na niewielkim obszarze średniowiecznego miasta (wyznaczonym, mniej więcej, dzisiejszymi ulicami: Podgórną i Niepodległości, Placem Żołnierza Polskiego i Trasą Zamkową) przylegającym do Odry, uzupełnionym Łasztownią i Kępą Parnicką. Ogromna „eksplozja” miasta po zniesieniu twierdzy w bardzo krótkim czasie – do początku I wojny światowej – zwielokrotniła jego obszar, podobnie jak to miało miejsce w innych miastach ciągnących profity ze zjednoczenia Niemiec – Berlinie, Kolonii czy Poznaniu. W czasie życia jednej zaledwie generacji powstały zamaszyste kompozycje urbanistyczne, wspaniałością zdecydowanie przewyższające to, co dotąd w Szczecinie stworzono.

Średniowieczne Stare Miasto było malowniczą, choć raczej bezładną – przynajmniej w stosunku do zakładanych „na surowym korzeniu” miast – plątaniną ulic i małych placów, powstałych w wyniku zrastania się przedlokacyjnych organizmów miejskich. Za czasów szwedzkich dokonano jedynie niewielkiej „kosmetycznej” korekty: przebito nową bramę miejską u wylotu ul. Mniszej (będącej przedłużeniem ul. Wielkiej, obecnie Wyszyńskiego). Za czasów pruskich – w pierwszej połowie XVIII wieku – powstały wzdłuż północnego i zachodniego skraju miasta, na miejscu średniowiecznych murów i fos, dwa Place Parad (obecnie Pl. Żołnierza Polskiego i Al. Niepodległości): długie, bardziej przypominające aleje, tworzyły tło – jak sama nazwa wskazuje – dla wielkich parad wojskowych, stanowiących oprawę wszelkich uroczystości pruskiego miasta garnizonowego.
Przy stale wzrastającej liczbie mieszkańców gęstniała też ciągle i pospolityzowała się zabudowa Starego Miasta. Miejsce tradycyjnych kamienic, jak się wydaje, podobnych do domów gdańskich i lubeckich, zajmowały proste, „postschinklowskie” kamienice czynszowe, o coraz większej liczbie kondygnacji. Po zniesieniu twierdzy wywędrowali ze Starego Miasta patrycjusze, przedkładający nad tradycyjne kamienice nowe wille przy obecnej Al. Wojska Polskiego. W ich ślady poszła wkrótce większa część zamożnej ludności. Szczecin rozwijał się gwałtownie na zachód i północ. Stare Miasto pozostawało jego komunikacyjnym i, co za tym idzie, w dużej części także handlowym centrum. Jedyne drogowe połączenie Szczecina, po średniowiecznym, notabene, charakterze, brało swój początek u wylotu Wielkiej (obecnie Wyszyńskiego) na terenie Starego Miasta (przypomnijmy: pokonanie Odry nie jest, aż do dzisiaj, problemem przeprawy przez średnich rozmiarów rzekę; na drodze potencjalnego podróżnika leży kilkumetrowej szerokości bagnista dolina). Chęć modernizacji tego założenia skłoniła władze do wyburzenia niewielkiego bloku zabudowy u przyczółka mostu – aby stworzyć placyk umożliwiający manewry pojazdów. Dopiero w latach trzydziestych, budując autostradę, stworzono alternatywę dla tej trasy.
Militarne znaczenie Szczecina wynikające z jego położenia, potencjał przestawionych na produkcję zbrojeniową stoczni i wreszcie rozmiary portu stały się przyczyną zagłady Starego Miasta w czasie II wojny światowej. Gęsto zabudowane, nie miało żadnych szans w obliczu nalotów lotniczych – podobnie jak Gdańsk, Lubeka czy Coventry.
Polscy osadnicy zajmowali początkowo ocalałe dzielnice, omijając Stare Miasto, zamknięte i całkowicie ewakuowane zresztą już w końcu 1944 roku. Wśród ruin wytyczono jedynie kilka prowizorycznych ciągów komunikacyjnych.
Odbudowa Mostu Długiego – fragmentu owego połączenia drogowego w poprzek Odry – spowodowała pierwsze poważne zmiany urbanistyki Starego Miasta. Fakt, że Most Długi stał się jedynym wjazdem do miasta ze wschodu (a więc jedynym połączeniem Szczecina z resztą kraju) skłonił projektantów do przekształcenia ulicy wielkiej w główną arterię komunikacyjną; spowodowało to z kolei kompletne przekształcenie, a właściwie zniwelowanie kwartałów leżących między ulicami: Bednarską, Sołtysią, Mściwoja i Niklota. Południowa część średniowiecznego założenia została tym sposobem odcięta od swego naturalnego centrum.
Próba stworzenia drugiej wielkiej arterii odcięła miasto od rzeki; podobne nieszczęście zdarzyło się prawie wszystkim większym miastom w Europie. Zrealizowano zresztą jedynie część tego przedsięwzięcia, od Grabowa na północy, po starą pocztę na południu. Ofiarą tej modernizacji padły oczywiście ruiny nadodrzańskich kwartałów Starego Miasta, od ulic Wielkiej i Małej Odrzańskiej na wschód, wraz z ich najcenniejszą częścią – starą strukturą urbanistyczną.
Szczecin naznaczony był w PRL-u charakterem „stacji końcowej”. Granica z NRD z jednej, Bałtyk z drugiej strony wyznaczały ową „kresową” rolę miasta. Takie myślenie leżało zapewne u źródeł koncepcji Trasy Zamkowej, quasi-autostrady, przecinającej Odrę i trafiającej w sam środek miasta. Znów kosztem dawnego Starego Miasta, które dzięki tym wszystkim posunięciom zostało okrojone i pocięte na kawałki, przestało funkcjonować jako całość.
Po 1950 roku urbaniści zaczęli koncentrować się na problemie zabudowy Starego Miasta (oczyszczonego – także dzięki akcji „cały naród odbudowuje swoja stolicę” – z gruzów). To czego dokonano w Warszawie, Poznaniu czy, częściowo, w Gdańsku – mam na myśli idealizującą rekonstrukcję starych miast – i co w Polsce jawi się jako norma, było w Europie raczej wyjątkiem. Zazwyczaj zniszczenia wojenne uważano za okazję do naprawienia błędów przeszłości, usprawnienia komunikacji, poprawienia nieludzkich (podobno) dotąd warunków bytowych. W wypadku Szczecina brak było owych emocjonalnych powodów do rekonstrukcji Starego Miasta. Postanowiono wszakże zachować wszystkie istniejące budynki (co rzeczywiście miało miejsce) i starą siatkę ulic. To ostatnie postanowienie pozostało w znacznej mierze w sferze deklaracji, nie tylko zresztą wobec opisanych powyżej przekształceń Starego Miasta; korzystając z okazji zlikwidowano kilka najwyraźniej nie pasujących do koncepcji ulic, jak np. Szewską, sprowadzoną do przerywanego sekwencjami schodków chodnika między blokami.
Powstały w początkach lat pięćdziesiątych plan zabudowy (nazywanej konsekwentnie odbudową) był jednak kompromisem między tradycją i awangardą, a także (i z pewnością nie na ostatku) między tendencjami architektury modernistycznej a socjalistyczną „normą mieszkaniową”. Schemat osiedla mieszkaniowego został dopasowany – nie tyle do sytuacji urbanistycznej czy sąsiadującej z nim architektury, ile do funkcjonującego ówcześnie wyobrażenia starego miasta. Większość zniszczonych w czasie wojny małych miast Pomorza odbudowywano zgodnie z doktryną Le Corbusiera, „rozrywając” stara strukturę miasta, tworząc – jak w Chociwlu czy Malborku – luźne grupy budynków bez wyraźnych dominant, osi czy ukierunkowań przestrzeni. W Szczecinie natomiast starano się trzymać starej linii zabudowy wzdłuż ulic choć niejednokrotnie trafiały się odstępstwa od tej reguły (np. między ulicami Farną, Grodzką, Mariacką i Koński Kierat). Dążenie do napełnienia miasta „światłem i powietrzem” ujawnia się w szeregach punktowych bloków, ustawionych wzdłuż południowego odcinka ulicy Farnej czy odsuwaniu budynków od dawnej pierzei, jak to się dzieje w zachodniej części ulicy Kuśnierskiej. Projektanci wyraźnie nie chcieli tworzyć tradycyjnych, zamkniętych wnętrz urbanistycznych, ulic i kwartałów, jedynie sugerowali ich niegdysiejsze istnienie.
Projekt ten w większości zrealizowano: odstępstwo od niego widać jedynie na Podzamczu. Domy, którymi zabudowano Stare Miasto, teoretycznie mające nawiązywać do pierwotnego stylu miasta, są w rzeczywistości zmodyfikowaną wersją bloku mieszkalnego. Trój-, cztero- i pięciokondygnacyjne budynki, nakryte dość wysokimi, kalenicowymi a częściowo także szczytowymi dachami, o ujednoliconych fasadach podzielonych schematycznie pseudolizenami, różnicowano jedynie kolorystyką elewacji. Kształt okien i wycięć balkonów (loggi) – tworzących zawsze poziome prostokąty – zdradza jednak typowo modernistyczną tendencję do „poziomego” kształtowania ściany. Fasada tradycyjnej kamienicy – przynajmniej w północnej Europie – komponowana była (czy też raczej narastała) przede wszystkim w oparciu o linię wertykalną, w czym niemały udział miały pionowe prostokąty okien. Tymczasem elewacje domów zbudowanych na Starym Mieście operują przede wszystkim podziałami horyzontalnymi. Jest to bowiem masowa architektura mieszkaniowa XX wieku – ze wszystkimi swoimi wadami. Konstruowana w oparciu o powtarzalne moduły, pozbawione indywidualizujących elementów wystroju architektonicznego, wykorzystuje na terenie całego zbudowanego na Starym Mieście zespołu kilka, czy w najlepszym wypadku, kilkanaście typów budynku. Mamy tu więc do czynienia z hybrydyczną formą – modernistyczno-socjalistycznym osiedlem, dopasowanym do wyabstrahowanego wyobrażenia starego miasta.
Kształt, jaki nadano szczecińskiemu Staremu Miastu, budując na jego terenie opisane wyżej osiedle, jest przykładem powszechnie panującej po II wojnie światowej w Europie estetyki. Jednym z głównych założeń architektury modernistycznej (przynajmniej w jej drugiej fazie, naznaczonej przede wszystkim spuścizną Le Corbusiera) była głęboko posunięta negacja tradycji architektury europejskiej przy jednoczesnym założeniu, że dzięki przemyślanemu i pozbawionemu tego balastu planowaniu można rozwiązać wszystkie problemy współczesnego miasta. Ta, naiwna z naszej perspektywy, wiara w demiurgiczną władzę architekta jest jednak głęboko zakorzeniona w europejskiej tradycji miasta idealnego; nie potrzeba chyba przypominać, że należała do niej tak platońska Atlantyda jak i Niebieskie Jeruzalem średniowiecza. Od końca XV wieku masowo powstawały na papierze, niekiedy realizowane – jak Palmanuova czy Glücksburg – projekty idealnych miast, harmonijnie łączących obronne, mieszkalne i gospodarcze funkcje z wyrafinowaną zazwyczaj symboliką. Oczywiście idealna urbanistyka pozostawała w ścisłym związku z utopią społeczną (jak ma to miejsce w pismach Moora i Andrei). W okrojonej formie realizacją tej utopii był cały szereg miast, częściej zaś nowych dzielnic, powstających w państwie Hohenzollernów w XVIII wieku: wystarczy wymienić tu Koszalin, Nysę czy berliński Friedrichstadt. Nie bez powodu: idealne projekty urbanistyczne lekceważyły zazwyczaj tradycję, wprowadzając w miejsce zindywidualizowanej, dopasowanej do poszczególnych mieszkańców architektury, ujednoliconą, typową zabudowę, drobiazgowo planując funkcję poszczególnych budynków. Nic bliższego pruskiej monarchii, której mieszkańcy mówili, że nie dzieli się na stany, jak inne państwa, lecz na piechotę, artylerię i kawalerię.
Teoria urbanistyczna awangardy XX wieku i następującego po niej modernizmu w znacznym stopniu bazowała na utopii społecznej – tworząc kolejne wersje projektu miasta idealnego. Obciążone, rzecz jasna, jak cała utopijna architektura, mnóstwem przesądów.
Jednym z nich było przekonanie, że w tradycyjnie zbudowanym mieście jest za mało „światła i powietrza”, czyli – mówiąc nieco bardziej neutralnym językiem – gęstość zabudowy powoduje niedoświetlenie dolnych kondygnacji i przeludnienie założenia. Zaowocowało to budową tego, co znamy pod nazwą osiedli – zespołów luźno rozrzuconych budynków, wysuniętych daleko na przedmieścia. W starszych częściach miasta przesąd ów spowodował masowe wyburzanie wewnętrznej zabudowy kwartałów – „flagowym” przykładem takiej działalności jest szereg bloków zabudowy w Sztokholmie, zrewaloryzowanych w ten sposób w latach trzydziestych i swego czasu niezwykle chwalonych. W Polsce z podobnych względów skrócono, pierwotnie niezwykle głębokie, trakty domów przy Długim Targu w Gdańsku.
Innym z kolei przesądem była głęboka wiara w możliwość określenia przy pomocy planu zabudowy nie tylko zewnętrznej, architektonicznej formy miasta, lecz także najdrobniejszych szczegółów jego życia. W Szczecinie – jak we wszystkich miastach tzw. „naszego obozu” – nałożyło się jeszcze na to przekleństwo gospodarki planowej, z natury rzeczy lubującej się w posuniętym aż do absurdu dookreślaniu życia wszystkich mieszkańców. Odbudowa miasta połączona z odtwarzaniem jego dawnej struktury społecznej – w obliczu socjalistycznych norm mieszkaniowych (w gomułkowskim PRL-u szczególnie, jak wiemy, ascetycznych) i nieustającej nagonki na wielką prywatną inicjatywę – była praktycznie niemożliwa.
Trzecim wreszcie przesądem było przeciwstawienie rekonstrukcji i całkowicie nowej zabudowy. To ostre „albo – albo”, wykluczające możliwość budowania czegoś, co nie jest makietą zniszczonego obiektu, dostosowuje się jednak swoimi założeniami do miejscowej tradycji, zrodziło kosmopolityczną architekturę, istniejącą jakby „obok” całej dotychczasowej spuścizny danego miejsca.
Naturalną była bowiem dla europejskiego miasta średnich rozmiarów – na przykład dla Szczecina – sytuacja, w której ktoś kupował pojedynczą działkę, raczej długą i wąską, ściśle przylegającą do sąsiednich, i w jej ramach kształtował swój dom. Ten schemat, wyznaczający rozmiary mieszkania, sklepu, biura czy warsztatu, zanegowany został poważnie dopiero pod koniec XIX wieku, gdy masowo zaczęto łączyć działki, tworząc wielkie kamienice czynszowe czy domy towarowe. I one jednak musiały wpisywać się w istniejącą już strukturę, nierzadko zaś przepisy konserwatorskie i gusta zleceniodawców zmuszały nową architekturę do dość rygorystycznego podporządkowania się starej. Rezygnując z rekonstrukcyjnej odbudowy Starego Miasta zrezygnowano z dawnej struktury urbanistycznej, tradycyjnej zabudowy, przede wszystkim zaś – z jego dawnych funkcji.
Mniemano zapewne, że przekształcenie go w osiedle mieszkaniowe rozwiąże problemy powstałe w epoce industrializacji i gwałtownego rozwoju Szczecina. Nic podobnego. Pozostała przecież cała struktura wokół Starego Miasta, w oparcie o nie dotąd się rozwijająca. Rzut oka na plan Szczecina pozwala zauważyć, że większość ważniejszych arterii prowadzi ku Staremu Miastu. Niestety, u celu owych arterii nie leży już dawne centrum. Przekształcenie (spauperyzowanego w wyniku przeprowadzania się majętniejszej części ludności do nowych dzielnic) Starego Miasta w handlowe „city”, proces który dotknął wiele miast w Europie, destruował starą, średniowieczną strukturę. Kataklizm, jakim były zniszczenia wojenne, tragiczny dla Starego Miasta, dopełnił jego losu. Powstałe na jego miejscu osiedle abstrahuje wprawdzie od tradycji – tworzy jednak nową formę, którą można oceniać źle lub dobrze, ale która stanowi pewną wartość.

Rafał Makała

Artykuł ukazał się w Szczecińskim Dwumiesięczniku Kulturalnym "Pogranicza" 1995, nr 1, s. 3 – 7. "
See less See more
Odbudowa Gdańska

W Gdańsku zniszczenia historycznego śródmieścia były oceniane na coś ponad 90%. Zdecydowano się rekonstruować tylko Główne Miasto oraz fragment Starego, na Starym Przedmieściu, Dolnym Mieście i Długich Ogrodach wprowadzając współczesną zabudowę (często bloki). Na temat rekonstrukcji Głównego Miasta można przeczytać w 2 tomach "Wspomnień z odbudowy Głównego Miasta" (Gdańsk, 1978, 1997), będących zbiorem relacji ludzi zaangażowanych w tę odbudowę - głównie architektów i rzemieślników. Jest tam również kalendarium odbudowy.

Kilka fot pokazujących skalę zniszczeń jak i odbudowy...

Główne Miasto 1945:

Podobno wypalone mury niszczone były przez kolejne 2 lata przez silne wiarty sztormowe także straty były wyższe.


^^("Był Sobie Gdańsk 1945") panorama Głównego Miasta z 1948, po odgruzowaniu. W tle po lewej kościół Mariacki. Widać już zrekonstruowany hełm wieży Ratusza Głównego Miasta i dachy kościoła NMP. Gdybyśmy chcieli wykonać podobne zdjęcie dzisaj, po drodze mielibyśmy m. in. najbardziej "gdańską" i turystyczną ul. Mariacką. Na zdjęciu nie ma po niej śladu. Poniżej widać, że to co zostało z Mariackiej to tylko przedproża.


Dziś wygląda to tak:


To, co zostało z Żurawia po marcu 1945:


odbudowa 1957 (Gazeta Wyborcza):



Zdjęcia z II połowy lat 1950-tych. Widać ulice prostopadłe do Motławy. Pierzeję równoległą do rzeki, która byłaby tu na pierwszym planie odbudowano dopiero ok 1990 r.

Z 85 kamienic na ul. Długiej (tej głównej ulicy starego śródmieścia), w 1945 stały tylko 3. Poniżej widac budowę kamienic przy Złotej Bramie:


Dziś wygląda to tak (kamienice z lewej):

fot. T. Fijałkowski

Podobnie sąsiednia Ogarna odbudowana jest od poziomu piwnic:


Dziś Główne Miasto wygląda tak:

(www.kobidz.pl)

i jest dziwną modernistyczno-historyzującą hybrydą. Rekonstrukcja w różnym nasileniu trwa do dziś. Jakieś 10 lat temu ogłoszono "II odbudowę Głównego Miasta", tj. plan miejscowy dla tej dzielnicy przewidujący odbudowę kolejncyh 150 kamienic - głównie przy ulicach prostopadłych do Motławy, dotychczas nie rekonstruowanych. Odbudowa centralnie położonej w Śródmieściu Wyspy Spichrzów, choć od dawna postanowiona, nie zaczęła się do dzisiaj.

(zdjęcia które nie są podpisane inaczej przeskanowałem z I tomu "Wspomnień z odbudowy")
See less See more
11
na taka skale jak GM nie odbudowano zadnego miasta, teraz odbudowywane jest Drezno z wielkim rozmachem, podobnym jak Gdansk w latach 60ch.
Gdansk (Danzig)

1945



now




1945





1945



now





1945



now




overall 1945



today :cheers:




See less See more
17
Gdansk to chyba jedyne miasto w Polsce, sensownie odbudowane... wiadomo - mase bledow komuna zrobila, ale i tak wyglada to w miare podobnie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka ciezko sie przyczepic... Wroclaw a szczegolnie W-wa nie mialy chyba tyle szczescia, nie mowiac juz np. o Bialymstoku...
Gdansk to chyba jedyne miasto w Polsce, sensownie odbudowane... wiadomo - mase bledow komuna zrobila, ale i tak wyglada to w miare podobnie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka ciezko sie przyczepic... Wroclaw a szczegolnie W-wa nie mialy chyba tyle szczescia, nie mowiac juz np. o Bialymstoku...
Tylko pozornie. W Gdańsku odbudowano tylko ulice prostopadłe do Motławy, w równoległe zostawiając nieodbudowane. Dopóki chodzisz jak ci każe pan przewodnik, masz widoki jak na pocztówkach. Kiedy skręcisz w boczne uliczki, przed woją wąskie i "malownicze", ujrzysz widoki na podwórka, garaże, ale też przedszkola, piaskownice - po prostu osiedle mieszkaniowe, czym formalnie Główne Miasto było. Gęstość zabudowy na współczesnym Głównym Mieście to jedynie 10% gęstości przedwojennej. Dlatego pierwsza wersja nowego planu zagospodarowania przewidywała 200 nowych kamienic na tym obszarze. Po konsultacjach społecznych ich liczbę ograniczono do ok. 150 (jeśli dobrze pamiętam).

Nie znam sprawy bliżej, ale dla mnie subiektywnie Warszawa jest bardziej "kompletna" w granicach swojego obszaru wyznaczonego do rekonstrukcji, tj. Starówki.
See less See more
Gdansk to chyba jedyne miasto w Polsce, sensownie odbudowane... wiadomo - mase bledow komuna zrobila, ale i tak wyglada to w miare podobnie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka ciezko sie przyczepic... Wroclaw a szczegolnie W-wa nie mialy chyba tyle szczescia, nie mowiac juz np. o Bialymstoku...
Chyba nie właśnie. To jednak Warszawę mimo iż odbudowana wpisano na listę UNESCO, a Gdańska czy Wrocławia mimo iż o to z tego co wiem zabiegały wpisać nie chcą.
See less See more
Chyba nie właśnie. To jednak Warszawę mimo iż odbudowana wpisano na listę UNESCO, a Gdańska czy Wrocławia mimo iż o to z tego co wiem zabiegały wpisać nie chcą.
Tak, Gdańskowi nie udało się wpisać Głównego Miasta na listę UNESCO. Potem była (czy miała być) jeszcze jedna próba, chyba bardziej realna, wpisania na te listę jego fortyfikacji, z perełką w postaci Twierdzy Wisłoujście. Ale i to chyba nie wypaliło. Tzn. nie wiem czy nawet doszło do tej próby :)
See less See more
1 - 20 of 29 Posts
This is an older thread, you may not receive a response, and could be reviving an old thread. Please consider creating a new thread.
Top