Innym problemem są koszty modernizacji lokalnych linii. W większości regionów w Polsce remonty linii, po których kursować mają autobusy szynowe kosztują tyle, co modernizacje głównych magistral?
To jeden z poważniejszych problemów. Dzisiaj na kolei w obszarze infrastruktury nie ma dyskusji o efektywności.
Jedynym hasłem jest: jak wydać pieniądze.
Nawet w programie "Kolej plus" pojawiają się założenia kosztów modernizacji na poziomie 10 mln zł za kilometr naprawy jednotorowej, spalinowej, lokalnej linii kolejowej. Uważam, że jest to postępująca choroba, która prowadzi do sytuacji, że wydajemy kilkaset milionów złotych i wcale nie uzyskamy lepszego efektu dla pasażera.
W czym leży więc problem?
Jest olbrzymia część inwestycji kolejowych, które należy sprowadzić do poziomu racjonalnego myślenia o kosztach. Jeśli kolej ma się zmieniać, to nie można straszyć samorządów, że inwestycja będzie kosztowała 500 mln zł, z czego one muszą wyłożyć 15 proc. na wkład własny, czyli 75 mln zł. Przecież wiele z tych samorządów tego nie udźwignie.
Ale zasadnicza kwestia jest techniczna. Tam nie ma potrzeby, żeby wkładać takich pieniędzy. To są linie regionalne, które idealnie się nadają na wykorzystanie np. 20- czy nawet 30-letnich materiałów w postaci szyn czy podkładów kolejowych, które na takich liniach poleżą jeszcze pod ruchem autobusów szynowych kolejne 50 lat. Jeśli linia ma służyć do ruchu 10-12 par pociągów lokalnych, co stanowiłoby już dobrą ofertę pod względem częstotliwości, to nie można w to wkładać setek milionów, bo to jest inwestowanie wbrew ekonomii.
Często są to kwoty, za które można by zmodernizować w regionie trzy linie, a nie jedną.
Taki przykład był w województwie opolskim. Pierwotnie zakładano, że uda się zrobić trzy linie regionalne, a skończyło się na jednej. Niestety, stało się tak z powodu eskalacji kosztów, bo wszystko musi być nowe, perony muszą mieć 200 m, choć zatrzymywać się będą przy nich 40-50-metrowe autobusy szynowe.
Często też zakłada się, że po takiej linii pojadą też np. ciężkie pociągi towarowe, choć te nigdy się tam nie pojawią. Budujemy więc nasypy czy trwałości podtorza pod pociąg towarowy o masie 3 tys. ton, choć jeździć będą tylko lekkie autobusy szynowe o masie 100 ton. W ten sposób marnujemy dziesiątki milionów złotych.
Przyszłość przewozów kolejowych nie wygląda optymistycznie, a do tego nie pomaga pandemia.
Jeśli dalej będziemy bezrefleksyjnie brnąć w to wydawanie zamiast rozliczanie z efektów, to stawiam tezę, że przez najbliższe 10 lat przewozy pasażerskie w Polsce nie wrócą do poziomu z 2019 r. COVID bardzo dotkliwie sponiewierał przewozy, które spadły o 127 mln osób, do najniższego poziomu po wojnie.