Tyle, ile nakaże rozkaz komendanta. Kiedyś, gdy wsadzono mnie do patrolu oficerskiego, przez noc po samym tylko moim miasteczku - nakręciłem (mój kierowca) ponad 120 km. Rzeszów nie jest duży miastem, sądzę, że w większych miastach nakręciłoby sie jeszcze więcej. A to, co robiłem, wyjazdy w teren, np. na jakieś znalezionego w lesie ważnego trupa, potrafiło z punktu widzenia wykorzystania samochodu, wyglądać np. w zimie tak, że najpierw jazda 100 - 150 km. na koniec województwa, oczekiwanie czasem kilka godzin z włączonym ogrzewaniem aż ekipa oględzinowa zrobi swoje, w międzyczasie wykorzystując auto jako punkt socjalno - grzewczy, a potem oczywiście powrót do bazy. Przy okazji przypomniałeś mi kolejny przejaw firmowej głupoty. Był taki czas, że po ekipę przyjeżdżał radiowóz "z terenu", a potem wracał do siebie. Robił niepotrzebnie dodatkowo jeszcze raz tę samą trasę. Wszystko z powodu ustalanych odgórnie limitów i - uwaga, serio - tak pojmowanych "oszczędności" (limity na kilometry).
Ależ ja dobrze wiem, że w policyjnej wierchuszce posiadanie fałd na mózgu wcale nie jest pozytywnie oceniane

Chodziło mi raczej, czy da się wyciągnąć jakąś dzienną średnią dystansu pokonanego na patrolach - ale zakładając podane przez Ciebie 150 km i ewentualne straty na dogrzewanie auta - te, które dostali, sprawdzą się doskonale. Nie wiem też, ile trwa przeciętny policyjny pościg oraz jaki to dystans, ale nie podejrzewam aby w tym momencie stanowiło to ogromny problem. Pościg może przecież podjąć Ceed, który za 10 kilometrów stanie z braku paliwa, a ze względu na różnicę mocy, nawet nie zbliży się do ściganego. Byłbym raczej sceptyczny do oceniania na ten moment.
A co do "jeżdżenia nie tak jak reszta społeczeństwa", to wyjściem jest zmienić społeczeństwo albo źródło pozyskiwania siły żywej do policji.
Policja powinna przede wszystkim dawać przykład. Jeżeli będziemy dalej bębnić sukcesy policyjnej akcji 'prędkość' trwającej jeden dzień w roku, zamiast systematycznie karać kierowców(w tym policjantów), to nic się nie zmieni.
Po mojemu wystarczyłoby zagęścić liczbę fotoradarów na drogach i usprawnić procedurę karania kierowców. Pierwszym kuriozum dla mnie jest fakt, że fotoradary są oznaczone - nie może być tak, że kierowca ma pełną wiedzę, kiedy może cwaniakować, a kiedy nie. Rozwiązanie holenderskie - poutykać ich po kraju tyle, żeby zapomnieć ile w ogóle ich pracuje. W koszach na śmieci, latarniach, sygnalizatorach. Kierowca ma czuć bat - 50 to 50, a nie 99 i ewentualnie 59 mijając oznaczony radar.
Kolejnym jest fakt podany w raporcie bodajże ITD(albo GDDKiA - nie mam teraz jak sprawdzić), że większość z nich nie rejestruje przekroczeń mniejszych niż 30 km/h, a mandatów wystawiono bodaj 35% z posiadanych dowodów. Gotowe rozwiązania od dawna działają wszędzie, poza Polską, która nawet już nie wymyśla koła na nowo - ma to głęboko w okrężnicy.
Tak wiem i tak w zabudowanym jadę 80.
Ta, jak pół Polski. Jest się czym chwalić.