Wszystkie zamieszczone poniżej zdjęcia są moją własnością. Jeżeli chcesz je wykorzystać - zapytaj o zgodę.
Dzień drugi
Tak nam się spieszyło z pakowaniem żeby odpłynąć niezauważonymi, że śniadanie zjedlismy dopiero, kiedy siedzieliśmy już w kajaku. Możliwe zresztą, że po prostu wypłynęliśmy jeszcze przed godzinami pracy ośrodka - pierwsze zdjęcie, które tu wrzucam było zrobione o 7:52 rano.
Nie nastawialiśmy budzików. To urlop, więc jak się budziliśmy tak wstawaliśmy. A wśród przyrody śpi się krótko i wypoczywa szybko, więc mimo dużego wysiłku i stosunkowo krótkiego snu człowiek budzi się wyspany.
No więc zwodowaliśmy kajak i wypłynęliśmy, kiedy nagle zza drzew wyłoniło się stado... no właśnie nie wiem, jakie to zwierzęta. Jakieś podpowiedzi?
1, 2, 3. Nie szedł z nimi żaden człowiek. Są dzikie, ale zakolczykowane. Coś jak żubry u nas? To w końcu park narodowy.
Gdybyśmy zwinęli się choć 10 minut później, mogłyby stratować nasz namiot, bo teren, na którym się rozbiliśmy nie był ogrodzony. Kiedy odprowadziliśmy wzrokiem stado i zjedliśmy paprykarz, popłynęliśmy dalej.
4. KAŻDY most jest w Niemczech podpisany przynajmniej samą nazwą miejscowości.
5. Może tego nie widać na pierwszy rzut oka, ale na środku zdjęcia siedzi sobie na łodydze jakiś mały ptak. Znów nie wiem, jaki to gatunek, więc proszę o oświecenie.
Dalej na południe rozbity był namiot. Jakiś rowerzysta jeszcze spał, a wokół namiotu zebrało się stado owiec. Takich stad jest tam zresztą więcej i chodzą sobie samopas.
6, 7, 8. W Niemczech można rozbić się w dowolnym miejscu i pozostawać tam nie dłużej niż jedną dobę.
9. Rafineria w Schwedt.
10. Do Berlina zostało 126 km.
11. Schwedt nad Odrą. Miasto w parku narodowym.
12. Prawie jak na Warszewie
Jesteśmy przyzwyczajeni, że nawet w najmniejszej dziurze jest jakiś wiejski sklep. Jakiś gees, cokolwiek. Tymczasem w Niemczech jest inaczej. Sklep jest nie wszędzie, za to w każdej wiosce jest restauracja lub pub. No i polana nad wodą, na której można odpocząć.
13. Rastplatz w Criewen.
14. Następna miejscowość: Stützkow
W pobliżu Stützkow jest jezioro Langer Zug. Płynąc wzdłuż niego trafiliśmy na zaskrońca. Na początku nas ignorował, ale chcieliśmy podpłynąć jak najbliżej i zaczął uciekać. Nie dawaliśmy mu spokoju, więc się w końcu zdenerwował i zaczął nas gonić. Ostatecznie przepłynął pod kajakiem. Postąpiliśmy niewłaściwie, wiem, ale zdjęcia wyszły przednie

Poniżej dwa z nich:
15, 16. Zaskroniec na jeziorze Langer Zug.
17, 18. Kawałek dalej trafiliśmy na kolejne samodzielne stado. Tym razem to krowy. Były urocze
Teraz, kiedy to piszę, czuję osobistą satysfakcję z tego, że nie jem mięsa. Zwierzęta są urocze tylko, kiedy są żywe.
Tu niestety brak zdjęcia. A tę część podróży wspominam najlepiej. Kawałek na południe od Stützkow jest inna maleńka miejscowość: Stolpe. Dla odmiany jest tam sklep. Znajduje się on jakieś 10 minut piechotą od brzegu. Jego właścicielką jest przesympatyczna starsza pani. Ogólnie Niemcy są sympatyczni, ale z nią tak miło mi się gadało, że aż muszę tu o tym napisać. Zrobiłem u niej małe zakupy i zaczęliśmy rozmawiać. O naszej podróży, o Stolpe, o tym, że ta kobieta urodziła się pod Cedynią, kiedy jeszcze były to Niemcy i codziennie ogląda swoje rodzinne strony po drugiej stronie rzeki. Był wtedy potworny upał, więc dała mi loda, a kiedy chciałem zapłacić powiedziała "Danke ist auch Geld.". Od nikogo nigdy niczego podobnego nie słyszałem. A biorąc pod uwagę fakt, że ona przeżyła okropieństwa wojny, jej ciepło wydaje się jeszcze intensywniejsze. Dwóch setek lat jej życzę.
19. Ruin mostów podobnych do tej jest na trasie Szczecin - Berlin na pęczki.
20. Pierwsza z trzech śluz na drodze do Oranienburga: Hohensaaten (Zatoń Górna).
To był nasz pierwszy raz z taką śluzą. Jeśli ktoś z was wpadnie na pomysł wycieczki, na trasie której będą takie śluzy to musicie wiedzieć, że: dla małych jednostek są wydzielone strefy (tam nazywane "sportboote" lub "sport" oraz, że żeby obsługa wiedziała, że chcecie przepłynąć, trzeba nacisnąć guzik. I tu pojawił się problem. Ów guzik, duży i czerwony, był dość wysoko. Gdybyśmy byli sami, byłoby to dość kłopotliwe żeby się do niego dostać. Na szczęście razem z nami było uprzejme niemieckie małżeństwo, które zrobiło to za nas.
Przepłynięcie przez taką śluzę jest darmowe. Ale trzeba poczekać aż zbierze się więcej łodzi albo aż będzie przepływać jakaś jedna duża. Mieliśmy szczęście, bo akurat płynęła barka. Wbiliśmy się razem z nią.
21, 22. Ta śluza podnosi o niecałe 2 metry.
Kilometr z groszem dalej jest kolejne miasteczko - Oderberg. Znajduje się ono mniej więcej w połowie drogi do Berlina. Jest tam pole namiotowe i mała przystań, dzięki czemu mogliśmy wziąć prysznic i napić się piwa. Ten dzień był naprawdę ciężki ze względu na żar lejący się z nieba i Panthenol na wykończeniu.
23. Wieczór na polu namiotowym. Do Berlina zostało 87 kilometrów.
24. Zachód słońca na przedmieściach Oderbergu.
Tak upłynął drugi dzień podróży. Był jeszcze bardziej fascynujący niż pierwszy, a wieczorem byliśmy trzykrotnie bardziej zmęczeni. Piwo było jak lekarstwo
