SkyscraperCity Forum banner

Tandetne Mazury

2199 Views 17 Replies 13 Participants Last post by  Spencer
Tandetne Mazury

Michał Olszewski 21-05-2006 , ostatnia aktualizacja 22-05-2006 16:39
GAZETA WYBORCZA


Od dłuższego czasu przyglądam się północno-wschodniej Polsce z rosnącym rozgoryczeniem. Sposób, w jaki pielęgnujemy tę przestrzeń, jest dwuznaczny. A może po prostu skandaliczny?


Rąbią drzewa przydrożne na Mazurach. Pracownicy służb drogowych tną stare szpalery sadzone wzdłuż krętych szos jeszcze "za Niemca". Brzozy, jesiony, kasztanowce, lipy. Te same, które latem zmieniały się w zielone wąwozy, dając wytchnienie od słońca, a w zimowe miesiące pochylały się niczym pogrzebowe chorągwie. Element tak niezbędny w północnym krajobrazie jak wieża ciśnień czy dworzec z czerwonej cegły. Rąbią pomiędzy Białą Piską i Ełkiem, wokół Olecka, pod Kętrzynem.

Przyczyny są proste: drogi zbyt wąskie, ruch samochodowy coraz większy. Ciągną poszarpanymi zygzakami asfaltu tiry z tranzytem, turyści, przemytnicy, gastarbeiterzy. Ciągnie naród zajęty budowaniem nowej rzeczywistości. W sobotnie noce wracają autami pijane chłopaki z zabaw. Prędkość podróży wciąż rośnie, łatwo wypaść z zakrętu albo wbić się w wiekowe drzewo. Każdy tydzień przynosi informacje o śmiertelnych ofiarach północnego piękna.

W tunelach drzew, na krańcu każdej prostej, widać jednak problem ogólniejszy niż odległość pni od pobocza: w północno-wschodniej części Polski pragmatyzm wchodzi w ostre zwarcie z pięknem.

To starcie ma szczególny posmak, dokonuje się bowiem w niezwykłej przestrzeni. Nazwijmy ją za Janem Józefem Lipskim i Robertem Trabą z "Borussii" przestrzenią depozytu. Mikrokosmosem otrzymanym w niespodziewanym spadku. Zarówno Lipski, jak i Traba mieli na myśli całość terenów, które po wojnie przeszły z rąk niemieckich w polskie, ja ograniczę się do przestrzeni Mazur. Od dłuższego czasu przyglądam się jej z rosnącym rozgoryczeniem. Sposób, w jaki pielęgnujemy ów depozyt, jest dwuznaczny.

Dwuznaczny czy skandaliczny? Zostawmy znak zapytania - to, co dzieje się obecnie na Mazurach, jest zbyt skomplikowane, by dokonać prostego gestu negacji.

***

Tak, jest we mnie rozgoryczenie. Pragmatyka i piękno nie muszą się wykluczać. Chęć wygodnego życia może dopełniać potrzebę pielęgnowania historii. Tymczasem, i tego właśnie nie mogę zrozumieć, na Mazurach owa oczywistość nadal wygląda na wielką tajemnicę. Dlatego na stykach nowej Polski i pejzażu porzuconego przez uciekających zimowymi drogami na zachód Mazurów słychać zgrzyty.

Zgrzytem są plastikowe okna wstawiane w przedwojenne budynki z czerwonej cegły. Pasują jak adidasy do smokingu. Zgrzyta, kiedy klinkier, nieodłączny element architektury mazurskiej, znika pod plastikowymi panelami, styropianem albo różowym tynkiem.

Wspaniale, że moje rodzinne miasto odwróciło się po pięćdziesięciu latach twarzą do jeziora i znowu tłoczno jest na bulwarach. Prawie jak na przedwojennych pocztówkach. Tradycja odżyła, można wypożyczyć żaglówkę albo wypić piwo w cieniu parasola. Jeszcze pięć lat temu było to nie do pomyślenia.

Dlaczego jednak nowa twarz ma tak tandetny charakter, dlaczego szczytem mazurskiej myśli estetycznej są szprosy w plastikowych oknach, gięte balustrady i łamany dach, identyczne jak w innych częściach kraju? Dlaczego w nowej architekturze nie widać żadnych nawiązań do lokalnej architektury przedwojennej?

Piętnaście lat po upadku komunizmu na Mazurach dzieje się proces paradoksalny: z jednej strony nie boimy się tożsamości i pamięci przez dziesięciolecia traktowanych jak obce. Ile to już pokoleń traktuje depozyt jak swoją własność? Na przedwojenne cmentarze ciągną młodzi mieszkańcy Mazur, nie tylko po to, żeby inwentaryzować nagrobki. Również po to, żeby zachłysnąć się północną melancholią, dotknąć historii miejsca, w którym się urodzili. Ta historia złożona z żelaznych krzyży, nazwisk Rogalla, Kutschinsky czy napisów wyłażących ciągle jeszcze spod warstw starego tynku, w naturalny sposób z cudzej zmieniła się we własną.

Przymiotnik "pruski" już od dawna nie parzy, więcej, stał się dla kolejnych pokoleń Polaków urodzonych na Mazurach powodem do dumy. Bo "pruski" w potocznym rozumieniu, bardziej niż arogancję i wojskowy dryl, oznacza fantastyczną spuściznę architektoniczną, dziki pejzaż, krainę przewianą chłodnym wiatrem.

Jak to pogodzić z faktem, że znikają mityczne Mazury? Tak się bez wątpienia dzieje. Nie ma ów proces nic wspólnego z moją osobistą tęsknotą za krajem lat dziecinnych i niegdysiejszymi śniegami. Świat ciszy, melancholii, niezrozumiałej nostalgii, pejzaż Siegfrieda Lenza czy Erwina Kruka po prostu odchodzi. Mazurscy harcerze chcieli policzyć kiedyś samowole budowlane w sercu Mazur, czyli powiecie piskim. Zatrzymali się na cyfrze 2500. Mazury, a przynajmniej ich najpiękniejsza część, zmieniły się w zagłębie turystyczne.

I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie jakość turystyki. Nowe Mazury to szczyt sezonu w Mikołajkach, Mrągowie, Piszu, Giżycku, miejscowościach, które już dawno skreśliłem z mapy wakacyjnych wędrówek, przez kilka letnich miesięcy nie oferują one bowiem nic poza hałasem i brudem. To jazgotliwa rzeczywistość, wymarzona dla amatorów ścigaczy wodnych. W wakacje przypominają landrynkę, a po sezonie nowoczesne pobojowisko, przez które przewaliła się horda ludzi spragnionych szybkiego i intensywnego wypoczynku. Pozostaje krajobraz pełen śmieci, puszek po piwie i tęczowych plam benzyny na wodzie jezior.

***

Depozyt to nie tylko oczywiste składniki pejzażu mazurskiego wymieniane przez Trabę: cmentarz, kościół neogotycki, dworzec, zamek krzyżacki, pałac lub dwór. Również drogi, wygląd domów jednorodzinnych, falistość pejzażu. Wiedza, że pomyłki architektoniczne wielkości hotelu Gołębiewski w Mikołajkach skutkują fatalnymi pęknięciami w krajobrazie. Poczucie, że nie wszędzie wolno budować. Takiej świadomości nie ma. Dlatego krajobraz mazurski niszczeje szybciej niż w czasie PRL-u, kiedy północny wschód był miejscem trudno dostępnym i zahibernowanym jak w bryle lodu.

Przez dziesiątki lat depozyt niszczał powoli. Rozpadały się w spokoju podmiejskie dwory. Miło buzował w piecach ogień podsycany poniemiecką komodą czy krzesłem. Zniszczone radzieckimi moździerzami miasta projektowano tak, by zerwać jakąkolwiek ciągłość pomiędzy nową architekturą a przedwojennymi pozostałościami. Cudze spokojnie znikało z pejzażu. Naprzeciwko kamienic zamożnych mieszczan wyrosły kanciaste bloki, w zachowanych pierzejach pojawiły się żelbetowe plomby.

Mazury nie były wyjątkiem i nie byłoby potrzeby rozdrapywania starych ran po raz kolejny, gdyby nie to, że pojawiają się nowe. Nie wypracowaliśmy dotychczas refleksji, jak pogodzić ochronę mazurskiej przestrzeni z oczywistą potrzebą wygody. Jeżeli refleksja ta się pojawia, to w wąskich kręgach historyków. Nie promieniuje na zewnątrz.

Oczywiście załamuję ręce nad prawidłowością szerszą, niezwiązaną wyłącznie z Mazurami: cały kraj przestaje być terenem egzotycznym i melancholijnym. Znamienne, jak widzi Polskę gwiazda niemieckiego dziennikarstwa Wolfgang Buscher, który w książce "Berlin - Moskwa: podróż na piechotę" opisuje swoją pieszą peregrynację przez Europę Środkową. Polska jest dla niego jednym wielkim placem budowy, składem materiałów budowlanych, hurtownią glazury, ale na pewno nie ziemią mityczną. Ta po 1989 roku odsunęła się dalej na wschód.

Gdzie zaś szukać resztek mitu mazurskiego? Może zimą albo w środku deszczowej jesieni, może daleko od serca regionu, które bije pospiesznie i bezmyślnie?


***

Czy z rozgoryczenia może narodzić się całościowy projekt, który ochroniłby więcej niż pojedyncze klejnoty wyłuskane z krajobrazu? Trudno mi to sobie wyobrazić. Nie zmienimy Mazur w skansen, nie otoczymy ich drutem kolczastym. Istnieje społeczne przyzwolenie na ochronę jedynie ułomków depozytu. Warto zresztą przypomnieć, że kilkanaście lat temu przyrodnicy podnosili pomysł powołania Mazurskiego Parku Narodowego. Projekt spotkał się z miażdżącą krytyką.

Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, czy minione 15 lat to czas rzeczywistej restauracji mazurskiego depozytu, czy raczej kolejny etap w dziejach jego rozpadu.

Co więcej, publiczne nawoływanie do zdecydowanej ochrony mazurskiego dziedzictwa wymaga sporej odwagi. To nie jest sprzyjający czas do stawiania pytań o ciągłość, ochronę itd. Błyskawicznie odzywają się głosy irytacji: że bieda, trzeba się rozwijać, że budujemy z tego, co mamy, a nie z tego, co chcielibyśmy mieć. Że drewno jest droższe niż plastik, a dzieci w mazurskich szkołach marzną. Że gdyby nie kilkumiesięczny nalot turystów każdego roku, Mazury umarłyby z głodu. I tak dalej. Trudno odmówić takiemu rozumowaniu racji. Ale czy estetyka zawsze podąża śladem zamożności?

Jeżeli tak, to nie ma powodu do obaw - za kilkanaście lat mieszkańcy północno-wschodniego zakątka Polski z pewnością będą mieli więcej pieniędzy niż obecnie, zaczną budować z większym szacunkiem dla pejzażu i historii. Zerwiemy paskudny tynk, a w przedwojennych szkołach wymienimy okna z plastikowych na drewniane. A szpalery drzew? Na miejscu wyciętych drzew posadzimy nowe, bogatsi o refleksję, że mazurskimi drogami trzeba po prostu jeździć wolniej.

Trudno w to uwierzyć. Na razie tak zwana konieczność historyczna triumfuje. Jeżeli zwycięży, zostaną nam w spadku kościoły, cmentarzyki, stare dworce - pojedyncze zabytki zatopione w tandecie i bylejakości.
1 - 18 of 18 Posts
akurat niestety jest to problem w całej Polsce
dokładnie , zapewne mazury moga dobrze wypadać na tle innych miejsc
Ten facet wyskoczyl jak filip z konopii. Na Mazurach jest 30% bezrobocia a on chce zeby ludzie bawili sie w wyrafinowanych projektantow, specow od elegancji i wszelkiej masci ekspertow od typow materialow budowlanych. Dzieki wlasnie turystyce ludzie maja szanse wyjsc z biedy i powoli coraz wiecej inwestowac w cos lepszego. Ale to proces, ktory musi trwac.

Ten gosc to taki typ czlowieka, ktoremu zle ze na Mazury nikt nie przyjezdza i jest bieda, jak to sie zmienia i ludzie zaczynaja tam spedzac czas to mu jest zle ze jest za duzo ludzi i Mikolajki trzeba juz wykreslic z jego tras turystycznych.

On szuka "mitu mazurskiego". Ja mu proponuje wyskok do urzedu pracy w tych miasteczkach po sezonie. Wtedy nie tylko beda mity ale i fakty.
tekst równie dobrze może dotyczyć całej Polski, Ziem Zachodnich itp. Problemem tego kraju jest prawie TOTALNY BRAK kultury tak architektonicznej jak i urbanistycznej. Nakłada sie na to niedokształcenie jeszcze postprlowska bieda i mamy efekt ^^. Gorzej jest juz tylko na wschod od nas. wystarzcy się przejechać na Ukrainę, gdzie podobne zjawiska są jeszcze silniejsze, aczkolwiek ZNACZNIE bliżej nam do wsch. niż do zachodnich sąsiadów. Zmienić to może tylko edukacja i pieniądz, czyli to sprawa wielu, wielu lat
Jacek, niepokojące jest aż takie mieszanie biedy z ignorancją. Nie da się ukryć, że bieda jest czynnikiem klczowym w powstwawniu tandety, ale czy 200 lat temu ludzie byli bogatsi? brakuje polityki przestrzenej przede wszystkim i czegośtakiego jak np sprawny architekt miejski. To, że ktośstawi sobie plastiki czy położy na linkier styropian wynika nie z jego biedy ale z prostactwa i włąśnie ignorancij. ale teżz braku zasad. W niemczech bywają w tym tak rygorystyczni, że np na estetycznym blokowisku w hamburgu jest zakaz wywyeszania anten satelitarnych. Polityka tutaj akurat poinna być aktywna
Tandeta kosztuje i stac na nia tych co nie sa biedni. Zatem bieda nie jest wytlumaczeniem brzydoty. Zreszta znam z wlasnego otoczenia przyklady, ze jak tylko ktos sie wzbogacil to od razu wokol siebie stawia ordynarny kicz.
Jacek said:
Ten facet wyskoczyl jak filip z konopii. Na Mazurach jest 30% bezrobocia a on chce zeby ludzie bawili sie w wyrafinowanych projektantow, specow od elegancji i wszelkiej masci ekspertow od typow materialow budowlanych. Dzieki wlasnie turystyce ludzie maja szanse wyjsc z biedy i powoli coraz wiecej inwestowac w cos lepszego. Ale to proces, ktory musi trwac.

Ten gosc to taki typ czlowieka, ktoremu zle ze na Mazury nikt nie przyjezdza i jest bieda, jak to sie zmienia i ludzie zaczynaja tam spedzac czas to mu jest zle ze jest za duzo ludzi i Mikolajki trzeba juz wykreslic z jego tras turystycznych.

On szuka "mitu mazurskiego". Ja mu proponuje wyskok do urzedu pracy w tych miasteczkach po sezonie. Wtedy nie tylko beda mity ale i fakty.
Masz rację Jacek. Bieda to zło, a zło zawsze wydaje złe plony. Najlepszy sposób walki z biedą to wolna gospodarka ale do tego społeczeństwo musi jeszcze dojrzeć. Oby starczyło nam czasu, a wojny i kataklizmy nas omijały.
miglanc said:
Tandeta kosztuje i stac na nia tych co nie sa biedni. Zatem bieda nie jest wytlumaczeniem brzydoty. Zreszta znam z wlasnego otoczenia przyklady, ze jak tylko ktos sie wzbogacil to od razu wokol siebie stawia ordynarny kicz.
Bo jak człowiek jest biedny to się zastanawia co do gara włożyć, przyziemne problemy zasłaniają całe życie, więc nie ma kiedy wyrobić w sobie krytyka sztuki, degustatora win czy też miłośnika architektury. Jest to całkowicie naturalne zachowanie. Jego dzieci będą miały zapewne inny gust i zupełnie inne pragnienia.
urbanIII said:
Jacek, niepokojące jest aż takie mieszanie biedy z ignorancją. Nie da się ukryć, że bieda jest czynnikiem klczowym w powstwawniu tandety, ale czy 200 lat temu ludzie byli bogatsi? brakuje polityki przestrzenej przede wszystkim i czegośtakiego jak np sprawny architekt miejski. To, że ktośstawi sobie plastiki czy położy na linkier styropian wynika nie z jego biedy ale z prostactwa i włąśnie ignorancij. ale teżz braku zasad. W niemczech bywają w tym tak rygorystyczni, że np na estetycznym blokowisku w hamburgu jest zakaz wywyeszania anten satelitarnych. Polityka tutaj akurat poinna być aktywna
Czyli łamiemy prawo własności. To rozmydlenie nie doprowadzi do niczego dobrego, jaki sens ma wtedy przykazanie "nie kradnij" skoro nawet dobrze nie wiadomo co jest twoją własnością ? Wchodzenie w buty jednostki to prosta droga do Permanentnej inwigilacji Społeczeństwa (PiS ;) ).
Bieda bieda ale na Mzurach mozna by radykalnie poprawic sytuacje w wielu punktach.
Smieci - malo to jest bezrobotynch? Zamiast podwyzki dla prezesa lokalnego NFZ albo organizowania hucznych dozynek (to g... kosztuje mase kasy co roku) najac kilku ludzi do sprzatania - i kilku dodatkowych straznikow lesnych do wlepiania jak najwieszych mandatow dla smiecacych.
Smieci to plaga Mazur, za kazda wsia, miasteczkiem, przy kazdym parkingu lesnym - jest mnostwo tego.

Strefy ciszy - czy tak trudno jest uregulowac ruch motorowek tudziez skuterow?

Mazury maja szanse jako region turystyczny i nalezy zrobic wszystko zeby trzymac je w dobrym stanie - bo to sie po prostu oplaca.
Niestety, autor artykułu ma sporo racji.

Moja ponadtygodniowa wizyta na Mazurach w ramach wakacji dwa lata temu przyniosła sporo rozczarowań. Wszechobecna tandeta - jakość infrastruktury turystycznej w miastach, w których spędziłem wtedy najwięcej czasu - Mikołajki, Ruciane-Nida, Giżycko - pozostawia wiele do życzenia. Drogo jak na te warunki, hałas, sporo niestety syfu, często niewiele do roboty. Generalnie: chaos i dalekie od marketingowych haseł wrażenia.

Trzeba się było zatem ruszyć po okolicy - i dopiero wówczas stwierdziłem, że jednak cieszy mnie ta wyprawa, choć i tak o pewne rzeczy zadbać można by było bardziej. Vide Wilczy Szaniec - czy tam też jedyne co można zaoferować to tandetny bar z zapiekankami? Poza tym mogłoby to bardziej obrosnąć w infrastrukturę. Twierdza Boyen w Giżycku robi świetne wrażenie na mapie, ale gdy się tam wejdzie, ląduje się wśród ruin, chaszczy i poprzemysłowych zabudowań. A naprawdę niewiele by potrzeba, by to sensownie zagospodarować. Żeby jednak nie brzmiało to tak czarno - z dala od przeładowanych i brzydkich turystycznych centrów jest lepiej.

Jednak ta wizyta sprawiła, że mój mit Mazur prysł. Doprawdy, leżeć nad jeziorem na plaży to ja mogę na Kaszubach, gdzie również jest pięknie, a nie tak tandetnie i hałaśliwie (może dzięki temu, że mniej turystów?) W piękne mazurskie lasy trzeba się mocno zapuścić, żeby wreszcie nie widzieć syfu. Niezrównanym atutem pozostają ciągle jeziora, myślę, że następnym razem trzeba się tam będzie wybrać na żagle, bo na lądzie zbyt wiele jest miejsc, gdzie nie czuję się dobrze.

Czyżby drogą ucieczki przed tandetą byłoby przeniesienie się na wodę? ;)
doctor_ said:
Bo jak człowiek jest biedny to się zastanawia co do gara włożyć, przyziemne problemy zasłaniają całe życie, więc nie ma kiedy wyrobić w sobie krytyka sztuki, degustatora win czy też miłośnika architektury. Jest to całkowicie naturalne zachowanie. Jego dzieci będą miały zapewne inny gust i zupełnie inne pragnienia.
Owszem. Tyle, że w normalnym społeczeństwie ogół kształtuje swój gust również, poprzez snobizowanie się na elity i wzorowaniu się na gustach, przez nie lansowanych. Elity tworzą trendy kulturalne, które schodzą w dół drabiny społecznej. W Polsce, skutkiem 45 lat komuny, wynoszącej motłoch na piedestał, sytuacja jest odwrotna. Tandeta dominuje i to często nie ze wzg ekonomicznych, ale zadufania we własnym, odpustowym guście (a raczej jego braku). :bash:
Nie mogę się z Tobą zgodzić. To o czym napisałeś odnosi się do stosunków społecznych, które już zanikają a może nawet u nas bezpowrotnie zanikły. Obecnie masy wzorują się na postaciach przysłowiowego murzyna z blantem i B.Spears. To na nich masy się snobują a nie na ludziach kulturalnych posługujących się poprawną polszczyzną, którzy nigdy nie używają wulgaryzmów. W czasach tzw kultury masowej to się nie zmieni i ludzie, którzy myślą jak większośc z nas na SCC będą zawsze w mniejszości. Dlatego albo narzucimy administracyjnie stosowanie reguł (ścisłych!) dotyczących zagospodarowania przestrzennego albo demolowanie naszego krajobrazu będzie następowało w dalszym ciągu. Na wychowanie mas nie ma co liczyć, ponieważ to nigdy nie nastąpi.
Ja ten problem czarno widzę. Sam morro zauważyłeś że forumowicze z SSC są w mniejszości, stąd też zastanawia mnie skąd miałoby się wziąć to silne lobby które przeforsowałoby ustanowienie tych pewnych "reguł". Przecież dla takiego przeciętnego człowieka jakieś tam obligatoryjne wytyczne co do, dajmy na to, fasady budynku nie byłyby niczym innym jak zwykłą i całkowicie dlań niezrozumiałą upierdliwością - w dobie obecnej demokracji nikt się po prostu nie odważy nawet zainicjować dyskusji na taki temat, co byłoby równoznaczne za znacznym spadkiem popularności. Dla mnie niestety jedyna droga do poprawy sytuacji wiedzie jednak przez mass media - koniec końców na szczęście nie każdy preferuje twojego murzyna czy britney. Gros ludzi dzień w dzień ogląda po prostu zwyczajne, tasiemcowe polskie telenowele. I właśnie m.in. na tym koncentrowałbym środki do walki z tandetą.
Elity zawsze w przeszłości były w mniejszości i wzorowanie się na nich mas było związane z tym, że nie istniało żadne inne odniesienie czegoś, co jest godne naśladowania. W tej chwili istnieje taka alternatywa w postaci wzorów pochodzących z mass mediów, które to wzory mają dużo silniejszą moc oddziaływania niż elita w dawnym dobrym tego słowa znaczeniu. Oczywiście w Polsce sytuacja jest dramatyczna (wystarczy porównać ilość koncertów muzyki poważnej w Wiedniu i Warszawie w zwykły weekend) i nie ma szans żeby kiedykolwiek znacząco się ta sytuacja zmieniła na lepsze, pomimo zachwytów nad tym jak to zwiększa się u nas liczba osób wykształconych, co ma tak naprawdę znaczenie tylko statystyczne. Przechodząc do sedna. Nie wierzę w to by przy wykorzystaniu przysłowiowego "konia trojańskiego" w postaci jakiejś telenoweli udało się w sposób znaczący zmienić zmysł estetyczny widzów. Nie ma czegoś takiego jak dobry smak u mas, ponieważ one kierują się 1) modą 2) tym, co można i tym, czego nie można (tu jest problem dotyczący Polski, ponieważ u nas prawie nie ma egzekucji prawa) 3) tym, co im się opłaca finansowo. Dziś jest moda na koszmarne pseudodworki a jutro może będzie ponownie na "Sześcian Polski", dlatego dziś jest taki serial a jutro inny i sytuacja się odwróci. Czy myślisz że np. ładna bądź, co bądź Grecja zawsze taka była? Ładne białe domki z niebieskimi dachami były kiedyś szarobure i miały szarobure dachy. Domy nie były tynkowane. Zmieniono przepisy podatkowe i zaraz zaczęli wszyscy te domy tynkować. Podobnie u nas można by załatwić sprawę płaskich dachów na nieotynkowanych domach lub okien z niesymetrycznymi szprosami. W Holandii gdzie powinny być już od dawna wpojone normy nt. norm estetyki obowiązują skrajnie dokładne przepisy dotyczące np. odcienia jaki mają mieć drzwi wejściowe. Czy takie prawo wprowadzano by gdyby dobrowolnie przestrzegano tam norm dotyczących estetyki publicznej? Niestety, w Polsce w porównaniu z takimi krajami jak Niemcy czy Holandia jest zbyt liberalne prawo budowlane a konserwatorzy mają zbyt mało uprawnień by narzucić swoją wolę. Jest to też związane z niewydolnością naszego systemu sądowego dotyczącego egzekucji administracyjnej i niewydolnego nadzoru budowlanego. Co do lobby które mogłoby przeforsować ustanowienie stosownych reguł. W rzeczywistości parlamentarzyści nie mają pojęcia, nad czym głosują i cała praca ma miejsce w komisjach. Tam trafiają projekty, które są forsowane przez zainteresowaną ich wprowadzeniem stronę. Biorąc pod uwagę ilość stowarzyszeń zajmujących się ochroną zabytków, architekturą i kulturą w szerokim znaczeniu, przeforsowanie niektórych zmian nie powinno być inicjatywą niemożliwą do przeprowadzenia. Tym bardziej, że istnieje tez przecież ministerstwo, które taką inicjatywę mogłoby wesprzeć. I tu chce dojść do sedna. Mam wrażenie, że te wszystkie stowarzyszenia istnieją same dla siebie i pomimo, że widzą problemy, o których tu piszemy to gorzej w nich jest z podjęciem jakiejkolwiek inicjatywy. Wielokrotnie brałem udział na ciekawych spotkaniach gdzie opowiadano o problemach, jakie mają miejsce w związku z niszczeniem przestrzeni publicznej. Te spotkania czasem miały po 7 godzin. I co dalej? I nic. Na gadaniu zawsze się kończy. Rzecz w tym by podejmować inicjatywę na rzecz zmian, by ludzi napędzać do faktycznego działania, by wpływać na prasę by pisała o sprawach estetyki ale ... niekoniecznie mając na celu by oddziaływać na masy bo te dzisiaj interesują się tym a jutro czymś innym, ale by aktywować tę niewielką grupę ludzi zainteresowanych tymi sprawami i by widzieli to radni i inni politycy, że jest to sprawa która może im się im opłacić. Dlatego np. wspaniałe są działania np. warszawskiego Stowarzyszenia Zespół Opiekunów Kulturowego Dziedzictwa Warszawy ZOK. Po tym przykładzie widać efekty np. w postaci wyremontowanej ulicy Ząbkowskiej! Ta obecna demokracja o której piszesz nie polega na tym że każdy robi co chce. Dlaczego gdzie indziej na tym tle istnieje istny "zamordyzm" a są to przecież kraje demokratyczne? Inna jeszcze sprawa to ta, że ktoś zapewne powie że u nas nie ma pieniędzy na remontowanie fasad. Oczywiście, że nie bo gminy na to mieć nie będą nigdy. Tylko że sprawę załatwiłaby reprywatyzacja, którą już przeprowadziły dawno prawie wszystkie kraje postkomunistyczne! Jeśli ktoś odzyska kamienice i nie będzie mieć pieniędzy na remont to byłby zmuszony przepisami do remontu. Wziąłby kredyt pod hipotekę albo sprzedał szczęśliwy ze wczoraj nic nie ma a dzisiaj ma pieniądze z nieruchomości! Dopóki to nie nastąpi to nic się nie zmieni. To jednak oczywiście nasze możliwości przekracza, bo w tej sprawie poza głosowanie zrobić wiele nie możemy, ale możemy zrobić coś innego.

Uważam, że młodzi ludzie np., z SCC powinni wstępować do już istniejących organizacji jak np. TOnZ czy Towarzystwa Przyjaciół danego miasta i tam działać by te organizacje podejmowały stosowne wartościowe inicjatywy. Właśnie na polu lokalnym można sporo zdziałać i to jest w naszym zasięgu.
Dzisiaj zdałem sobie sprawę z tego, że Polska jest brzydkim krajem. Ma potencjał, ale jest brzydka. Ładne są tylko fragmenty...
no.morro said:
Niestety, w Polsce w porównaniu z takimi krajami jak Niemcy czy Holandia jest zbyt liberalne prawo budowlane a konserwatorzy mają zbyt mało uprawnień by narzucić swoją wolę. Jest to też związane z niewydolnością naszego systemu sądowego dotyczącego egzekucji administracyjnej i niewydolnego nadzoru budowlanego.
Podpisuję się obiema rękami.
Niestety, kiedy mówi się o zbyt dużym liberalizmie w zakresie kształtowania przestrzeni zaraz krzyczą, że jesteś socjalistą lub co gorzej, PiSiorem. W Polsce nie ma jeszcze zrozumienia, że liberalizm nie oznacza totalnego przyzwolenia jednostce na wszystko (to prędzej "nihilizm państwowy"). Ad rem - Przyznaję, nie ma szans na "samo-oświecenie" się naszych rodaków w kwestii wyczucia architektury, o urbanistyce, jako ważniejszej dla kształtowania przestrzeni nie wspominając. Jedynym sposobem jest wychowanie społeczeństwa metodą kija i marchewki, kij - odpowiednie prawodawstwo, marchewka - możliwości finansowe państwa, tj. np. dopłaty i ulgi podatkowe.
Odnosi się to także, do poszanowania dziedzictwa kulturowego, zwłaszcza tego drobnego, jak kapliczki, mała arch. miejska, wnętrza kamienic i mieszkań.
Niestety nasze państwo jest słabe w wykonywaniu nawet tych uprawnień, które posiada. Konkludując kryzys w estetyce przestrzeni polskiej, jest pochodną kryzysu państwa polskiego jako takiego, i dopiero gdy stanie ono "na nogi", być może poprawi się to czy piszę wyżej.
Myślę, że jakiś dobry wpływ ma działalność samorządów, które, gdzie-niegdzie, radzą sobie coraz lepiej i zaczynają doceniać wagę w/w kwestii. (Wrocław przeznacza na zabytki więcej niż wynosi ogólnopolski budżet GKZ).
1 - 18 of 18 Posts
This is an older thread, you may not receive a response, and could be reviving an old thread. Please consider creating a new thread.
Top